Wycofywanie amerykańskich wojsk z Afganistanu wywołało euforię rosyjskiej propagandy, która cieszy się z „przegranej USA". Ale ofensywa oddziałów talibańskich, a przede wszystkim ich dojście do granic sojuszników rosyjskich w Azji Środkowej, zaniepokoiło Moskwę.
– Wszystkie nasze postsowieckie kraje, w tym i Rosja, do dziś mają „syndrom afgański" (...). Dlatego prawdopodobieństwo udziału Rosji w jakichś operacjach wojskowych na terenie Afganistanu równe jest zeru – sądzi ekspert Rustam Burnaszew.
Podobnie wypowiadał się rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow. Ale już minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow uchylił się od bezpośredniej odpowiedzi na pytanie, czy rosyjskie wojska wejdą do Afganistanu.
– Myślę, że Rosja nie ma wypracowanej jasnej polityki. Niedawno w Moskwie był nr 2 obecnego rządu afgańskiego Hamdullah Mohib (...), a teraz przedstawiciele talibów. Można by to uznać za coś w rodzaju politycznej schizofrenii, ale myślę, że to oznaka braku wypracowanej pozycji wobec wydarzeń w Afgnistanie – sądzi z kolei ekspert Andriej Sierienko.
Tymczasem rosyjscy sojusznicy w Azji zaczynają panikować. Oddziały talibów dotarły w pobliże ich granic. Opanowały na przykład ponad 70 proc. liczącej 1344 km granicy z Tadżykistanem. Duszanbe odpowiedział mobilizacją 20 tys. rezerwistów i żądaniem pomocy wojskowej od zdominowanej przez Rosję Organizacji Układu o Pomocy Zbiorowej.