W związku z zamachem w Nowym Jorku przypominamy rozmowę sprzed kilku miesięcy.
"Rzeczpospolita": Nicea, Berlin, Londyn, Barcelona – rozpędzone pojazdy taranujące przechodniów stają się bronią terrorystów. Czy na stałe zastąpią ładunki wybuchowe i karabiny?
Krzysztof Liedel: Na stałe na pewno nie. To taktyka, która może co prawda być w rezultacie efektu skali (wielkiej liczby małych ataków) skutek podobny, jak wielkie zamachy z niedalekiej przeszłości, ale jest stosowana nie ze względu na jej potencjalną skuteczność, a ze względu na brak operacyjnych zdolności ISIS oraz Al-Kaidy do organizowania większych zamachów. Jeśli taką zdolność odzyskają, wypracują na nowo, wtedy z pewnością będą skłonne powrócić do wielkich zamachów, stanowiących przejmujące, powodujące długofalowe skutki psychologiczne i polityczne widowisko.
Czy zamachów przeprowadzanych tak prymitywnymi środkami można się ustrzec?
Jest to duże wyzwanie. Zadania zapobiegania zamachom terrorystycznym spoczywają przede wszystkim na wyspecjalizowanych służbach, wykorzystujących w swojej pracy metody operacyjne, pracę ze źródłami osobowymi, czy też przechwytywanie komunikacji. W wypadku zamachów "samotnych wilków", słabo lub wcale powiązanych z organizacjami terrorystycznymi, brak przesłanek, które można tymi metodami rozpracowywać. Tym ważniejsza staje się edukacja antyterrorystyczna, czyniąca ze społeczeństwa partnera służb w walce z terroryzmem, zwiększająca szanse na pozyskanie informacji od osób w bliskim otoczeniu przyszłego sprawcy, które mogą mieć świadomość jego postępującej radykalizacji oraz kampanie przeciwdziałające radykalizacji.