Nowe reguły zostały ogłoszone przez Emmanuela Macrona w środę wieczorem, w czwartek zatwierdziło je Zgromadzenie Narodowe. Pośpiech jest konieczny, bo brytyjska odmiana wirusa sieje spustoszenie: ostatniej doby złapało go przeszło 35 tys. osób.
Wprowadzone regulacje są surowe. Poza wyjątkowymi okolicznościami nie będzie wolno poruszać się poza promieniem 10 km od miejsca zamieszkania. Zostaną zamknięte szkoły, podobnie jak sklepy i punkty usługowe poza tymi podstawowymi, jak apteki czy markety żywnościowe. Utrzymana zostaje godzina policyjna między 19.00 a 6.00. Ministerstwo Finansów podało, że same dotacje państwa na utrzymanie w takich warunkach przy życiu przedsiębiorstw to ok. 10 mld euro miesięcznie. Koszt wolniejszego, niż się spodziewano, rozdziału szczepionek może więc okazać się większy niż dotacje dla Francji z unijnego Funduszu Odbudowy. Paryż z trudem na to stać: w minionym roku dług państwa poszybował do 116 proc. PKB, najwięcej od 1949 r.
Ale są też koszty polityczne. Najnowsze sondaże pokazują, że siedmiu na dziesięciu Francuzów uważa, iż władze nie dają sobie rady z pandemią. W wystąpieniu do Francuzów sam Macron przyznał, że „popełnił błędy", choć nie zaliczył do nich odłożenia decyzji o lockdownie. Kraj czekają za 12 miesięcy wybory prezydenckie, w których szanse liderki skrajnej prawicy Marine Le Pen szybko rosną.