„Osoba z odsłoniętym nosem w przestrzeni publicznej może stanowić niemal identyczne zagrożenie jak osoba bez maseczki. Policja i straż miejska winny bezwzględnie, do czasu zakończenia pandemii, egzekwować nakaz zasłaniania nosa i ust" – wskazuje Stowarzyszenie Obywatele i Sprawiedliwość w złożonej petycji. I postuluje, by nasilić patrole policji i straży miejskiej na dworcach kolejowych i autobusowych, stacjach metra w Warszawie, centrach handlowych czy na przystankach komunikacji miejskiej „o dużej rotacji pasażerów", i egzekwować tam obowiązek noszenia maseczek.
Powód? Wciąż wiele osób zasłania tylko usta. Tymczasem „statystycznie około 90 proc. oddechów człowiek wykonuje nosem, patrole policji i straży miejskiej winny traktować osoby wadliwie noszące maseczkę tak samo jak osoby bez maseczki" – uważa stowarzyszenie.
Za brak masek w przestrzeni publicznej (poza nielicznymi wyjątkami) grozi 500 zł mandatu. W praktyce, wraz z luzowaniem obostrzeń przez rząd, część osób ten nakaz traktuje swobodniej.
– W ciągu trzech dni majówki w całym kraju policjanci wymierzyli ponad 10 tys. mandatów za brak maseczek, 6,5 tys. osób pouczyli i skierowali do sądu 1539 wniosków o ukaranie – mówi „Rz" Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Głównej Policji. Podkreśla, że jeśli ktoś zasłania tylko usta, to popełnia wykroczenie. – Czy taka osoba dostanie mandat, zależy od konkretnej sytuacji. Jeżeli ktoś na chwilę odsłoni maseczkę, żeby np. napić się wody, to nikt nie będzie robił problemu. Co innego, gdy tak nosi ją stale – zaznacza insp. Ciarka.
Jak w Zakopanem, które mimo zamkniętych hoteli i restauracji licznie odwiedzili turyści i na ulicach widok ludzi bez maseczek był nagminny.