Osamotniony papież Franciszek wolnym krokiem i w pełnym skupieniu idzie przez plac św. Piotra. Robi to wielkie wrażenie. Zatrzymuje się pod baldachimem, by modlić się i skierować mowę do całego świata. Następnie w drzwiach bazyliki udziela Rzymowi i światu błogosławieństwa. Okoliczności tego wystąpienia są nie do opisania. Oto społeczeństwa dziesiątkowane są przez śmiercionośnego wirusa, który wydaje się być całkowicie demokratyczny. Uderza we wszystkie ludy i narody. Nie można go w żaden sposób zlekceważyć.
Jednocześnie niebo płacze. Deszcz, który pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych, z pewnością będzie miał swój kres. Trzeba w to uwierzyć i zamiast lekceważąco podchodzić do rządowych i lekarskich obostrzeń, wspierać je i sobie wzajemnie pomagać. Papieskie pytanie o wiarę jest więc w pełni uzasadnione. Wiara nie jest tanim zabobonem, w którym najistotniejszą sprawą jest przeżegnanie się wodą święconą, lecz rzeczywistością konkretnych pytań i zachowań. A jest o czym mówić z Bogiem i z ludźmi. Dlatego Franciszek, zwracając się do Jezusa, przyznaje: „Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań, nie obudziliśmy się w obliczu wojen i planetarnych niesprawiedliwości, nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie. Teraz, gdy jesteśmy na wzburzonym morzu, błagamy cię: Zbudź się Panie!”.
Pan z pewnością się zbudzi, ale czy przebudzi się człowiek? Oto bowiem na nowo trzeba się uczyć ze sobą rozmawiać w rodzinnych domach, gdzie jeden drugiemu nie przerywa, lecz z uwagą i szacunkiem słucha. Dzięki koronawirusowi „możemy odnaleźć małe konkretne gesty bliskości wobec najbliższych osób; czułość wobec naszych dziadków, całus dla naszych dzieci, osób, które kochamy”. Pandemia przypomniała nam znaczenie solidarności międzyludzkiej, którą papież nazwał regułą dobrego Samarytanina. Oznacza to, że „każdy inny wybór kończy się przyjęciem opcji zbójców lub tych, którzy mijają napotkanego na drodze rannego, nie udzielając pomocy”.
Pytania o wiarę stają się zasadne, gdyż w obliczu śmiercionośnego wirusa łatwo się pogubić. Iluż jest krytykujących i panikujących, których dusza zasłonięta jest czarną chmurą niezadowolenia. Nie zauważają narażających się lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych mających swoje rodziny, nie widzą trudu pilotów i stewardes przewożących samolotami niejednego pasażera, który ukrył zakażenie, narażając wszystkich innych na zachorowanie, i nie doceniają starań kapłanów spieszących z posługą sakramentalną. Jakże heroicznie zachował się chory ks. Giuseppe Berardelli spod Bergamo, który oddając respirator bardziej potrzebującemu, oddał za niego życie. Tak to już jest, że kto „doświadczył w swoim życiu miłosierdzia Ojca, nie może pozostać obojętny wobec potrzeb braci”. Wówczas – nawet w bólu – rodzi się radość, a radość ta budzi się z bezinteresownego spotkania. Dlatego Ojciec Święty wołał: „miejcie większe serce, w którym druga osoba będzie zawsze mogła odnaleźć gotowość i gościnność”.