– Wielu książąt złodziei („wor w zakonie" – bandyta cieszący się autorytetem w środowisku przestępczym – red.) i smotriaszczich (nadzorcy poszczególnych regionów wyznaczeni wspólnie przez kilka grup kryminalnych – red.) to już ludzie w leciech. Są zatem w grupie podwyższonego ryzyka i tak jak pozostali wolą udać się na samoizolację (oficjalna rosyjska nazwa kwarantanny – red.) – powiedział syberyjskiemu portalowi znak.com anonimowy pracownik policji.
Z powodu epidemii załamał się handel narkotykami. Zamknięte granice sprawiły, że import środków odurzających (głównie z Afganistanu i Azji Środkowej) przestał docierać do Rosji. Moskiewska policja twierdzi jednak, że w różnych regionach do połowy narkotyków na rynku stanowi produkcja miejscowa. – Na miejscu mafia ma składy chemii, której na razie wystarcza dla miejscowych laboratoriów – mówi jeden z policjantów.
Ale problemem okazał się zbyt. Większość narkotyków sprzedawano w klubach i na dyskotekach. Władze zakazały jednak wszelkich imprez publicznych. Część dilerów (zwanych w Rosji „kładmenami") nadal próbuje handlować na ulicach. Jednak tam błyskawicznie odnajduje ich policja: z powodu kwarantanny ruch jest niewielki. „Nie ma komu sprzedawać, przestrzegajcie więc zasad higieny i nie wychodźcie na ulice. (...) Sytuacja jest poważna i konieczna jest samoizolacja" – piszą rosyjscy dilerzy w tzw. darknecie.
Najbardziej zdesperowanych klientów również pouczają o zasadach higieny: „Zapomnijcie dzisiaj o używaniu banknotów do niuchania". Ale tak jak w aptekach zaczęto sprzedawać różne cudowne lekarstwa na koronawirusa, tak i w darknecie pojawiły się narkotyki reklamowane jako „posiadające antygeny na wirusa".