Z powodu wybuchu epidemii w zakładach króla kiełbas i kotletów Clemensa Tönniesa ponad 600 tys. ludzi w dwóch powiatach doświadczyło w czerwcu drugiego niemieckiego lockdownu. Firma, do której należy największa rzeźnia w UE, przeżyła katastrofę wizerunkową, jej właściciel stał się wrogiem publicznym numer 1.
Wiele wskazuje jednak na to, że dzięki koronawirusowi polepszy się los pracujących w jego zakładach gastarbeiterów, w tym Polaków.
Pół życia przy taśmie
Całe Niemcy dowiedziały się, jak pracownicy ze wschodu są wykorzystywani przez pośredników i w jak nieprzystających do XXI wieku warunkach często mieszkają.
– Nawet po sześciu w jednym pomieszczeniu, jedna kuchnia na pięć–sześć pokoi. Tam, gdzie mieszkał mój mąż, powstawiano łóżka piętrowe, jak w koszarach czy więzieniu. Nic nie remontowano, tłumacząc, że Polacy i tak nie dbają, bo to pijacy, nie ma co w nich inwestować – opowiadała mi w sierpniu Polka, która już od kilku lat nie pracuje u Tönniesa, ale nadal mieszka w Rheda-Wiedenbrück, gdzie się znajduje wielka rzeźnia.