Ta historia zaczyna się trochę jak w bajce braci Grimm. Na południowym zachodzie niemieckiego kraju związkowego Szlezwik-Holsztyn, kilka kilometrów na wschód od Hamburga, rozciąga się olbrzymi kompleks leśny o nazwie Sachsenwald. Niegdyś były to tereny łowieckie należące do samego cesarza Wilhelma I. Jednak w dowód uznania za politykę zjednoczeniową Niemiec, w 1871 r. monarcha przekazał ten las na własność swojemu kanclerzowi Otto von Bismarckowi. Duża część tej fortuny nadal należy do rodziny Bismarcków. Ród utrzymał też swoją siedzibę w położonym na skraju kompleksu leśnego zamku Friedrichsruh.
Tajemnicza leśna chata
Ale w samym środku tej puszczy, na końcu błotnistej leśnej ścieżki i zaledwie kilka metrów za znakiem „zakaz wstępu – teren prywatny”, stoi kryta strzechą, niepozorna drewniana chata myśliwska. Wędrujący po lesie miłośnik natury, który przypadkowo na nią trafi, zapewne uzna, że niczym specjalnym się nie wyróżnia. Będzie musiał stąd jednak szybko rejterować, bo nieproszeni goście są tu niemile widziani.
Czytaj więcej
Nie wszystkie logiczne działania są racjonalne, czego dowiódł Bismarck antykościelną kampanią.
Choć chata z wyglądu jest nieciekawa, to za jej drzwiami kryje się niezwykła historia, która silnie podzieliła niemiecką opinię publiczną. Należy bowiem do samego hrabiego Gregora von Bismarcka, prawnuka pierwszego kanclerza zjednoczonych Niemiec i osoby wysoko postawionej wśród niemieckiej arystokracji. Wiele wskazuje, że jest miejscem znacznie ważniejszym dla potomka „Żelaznego Kanclerza” niż zamek Friedrichsruh. Na bocznej ścianie tego domu znajduje się kilka skrzynek pocztowych, a na drzwiach wejściowych tabliczka z napisem „Biuro”. Po co to wszystko? Ponieważ w tym samotnym domku myśliwskim hrabia Gregor von Bismarck od dziesięciu lat kieruje największym w Niemczech rajem podatkowym.