Korespondencja z Nowego Jorku
Od początku konfliktu, amerykańscy studenci protestują przeciwko wojskowym działaniom Izraela w Strefie Gazy, w którym już zginęły ponad 34 tysiące ludzi. W obronie niewinnych ofiar apelują do władz swoich uczelni, aby zaprzestały współpracy z korporacjami, które ich zdaniem wspierają wojnę w Strefie Gazy, aby ucięły kontakty z izraelskimi instytucjami akademickimi oraz oficjalnie zaapelowały o zawieszenie broni. – Historycznie rzecz biorąc, zawsze studenci sygnalizują narodowi, jeżeli coś jest niewłaściwe – mówi w wywiadzie dla BBC absolwent University of Southern California.
Manifestacje studentów nabrały jednak rozmachu i stały się wielkim wyzwaniem dla władz uczelnianych, które od miesięcy borykają się z tym, jaką stanowisko przyjąć wobec toczących się na uczelniach zapalnych debat, dotyczących sytuacji na Bliskim Wschodzie. W swojej reakcji muszą wziąć pod uwagę konstytucyjne prawo do protestu i wolności wypowiedzi oraz obowiązek ochrony studentów przed nadużyciami oraz zapewnienia bezpiecznej atmosfery do nauki.
Czytaj więcej
Planowana od miesięcy operacja wojskowa w Rafah zostanie zawieszona, jeśli uda się osiągnąć porozumienie w sprawie uwolnienia zakładników, oznajmił izraelski minister spraw zagranicznych.
Tym bardziej że niektórzy studenci izraelskiego pochodzenia skarżą się, że protesty przybierają ton antysemicki, co sprawia, że boją się o swoje bezpieczeństwo. Tych skarg jest na tyle dużo, że Biały Dom nazwał je „niepokojąco nasilającymi się przejawami antysemityzmu, które nie powinny mieć miejsca na uczelnianych kampusach ani nigdzie w kraju”. Republikańscy ustawodawcy natomiast apelują o zatrzymanie funduszy federalnych dla uczelni, które nie reagują wystarczająco ostro na przejawy antysemityzmu.
USA. Epicentrum studenckich protestów w Nowym Jorku. Rektor wezwała policję
Studenci koczują na kampusach w namiotach, odmawiają rozproszenia się. Czasem do demonstracji dołączają się osoby spoza uczelni i dochodzi do spięć między przedstawicielami obu stron konfliktu.