Kilka miesięcy temu ukraińskie media przygotowały spot z samolotem, który nadlatuje nad Warszawę i zrzuca ładunki wybuchowe. Przekaz ten miał symbolicznie wskazać, że agresja Rosji nie dotyczy tylko Ukrainy, ale też może dosięgnąć kraje sąsiednie. Czy pana zdaniem od tamtego czasu coś się zmieniło w kwestii ochrony ludności?
Scenariusz zakładający, że od strony Federacji Rosyjskiej nadlatuje nad stolicę miasta wchodzącego w skład NATO jakikolwiek samolot bojowy, nie jest możliwy. Bowiem ta przestrzeń jest od wielu miesięcy monitorowana, nadzorowana przez siły powietrzne krajów sojuszniczych.
Natomiast powoli zmienia się podejście władz i społeczeństwa do kwestii ochrony ludności. Do tej pory ludzie zajmujący się obroną cywilną, ochroną ludności traktowani byli jak nieszkodliwi wariaci. Od 24 lutego, czyli wybuchu wojny w Ukrainie, rośnie świadomość, że jest to temat ważny. Trzeba jednak przyznać, że zaniedbania w tej dziedzinie nie tylko obciążają obecną władzę, ale wszystkie rządy sprawujące władze od 30 lat. Obecna władza podjęła kroki zmierzające do tego, aby te zaniedbania naprawić. Są prowadzone prace nad przepisami dotyczącymi budowli ochronnych, pojawił się projekt ustawy o ochronie ludności. To cieszy, szkoda tylko, że te propozycje pojawiają się dopiero teraz.
Czytaj więcej
Rozmowa z Florianem Naumczykiem, ekspertem Broni Masowego Rażenia w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa.
Po kilku miesiącach od rozpoczęcia wojny MSWiA ustaliło wreszcie, że jest w Polsce ponad 4 tys. schronów i 57 tys. miejsc ukrycia. Wiemy też, że może się w nich ukryć niewielki procent mieszkańców Polski. Są tam miejsca dla ok. 1,2 mln osób. To nie jest dobra wiadomość.