– To, co jest niezwykle istotne w opublikowanych we wtorek danych, to fakt, że zaczyna przybywać drugich i trzecich dzieci w rodzinie – zwraca uwagę Bartosz Marczuk. – Mam nadzieję, że kolejne tego typu publikacje pokażą nam, że dzięki programowi 500+ udaje się zmienić dominujący model rodziny z jednym dzieckiem na taki, w którym dzieci jest więcej – dodaje wiceminister.
W 2017 r. zmarło też zaledwie o 500 osób mniej niż się urodziło. – Nie oznacza to jednak, że sytuacja pod względem umieralności w Polsce poprawiła się – zwraca uwagę prof. Szukalski. I wskazuje, że te same dane pokazują, że w porównaniu do 2016 r. liczba umierających zwiększyła się aż o 15 tys. – Co roku z powodów naturalnych odchodzi 1–2 proc. ludności. W ubiegłym roku było to 4 proc., czyli zmarło więcej osób niż można by było się spodziewać – tłumaczy Szukalski.
Dlatego też liczba rodzących się dzieci wciąż jest zbyt mała, by zapewnić zastępowalność pokoleń. Obecnie współczynnik dzietności (czyli liczba dzieci przypadająca na kobietę w wieku rozrodczym) wynosi 1,36. By Polacy nie wymierali, musi być on na poziomie co najmniej 2,1.
„Obserwowane procesy demograficzne wskazują, że sytuacja ludnościowa Polski jest trudna. W najbliższej perspektywie nie można spodziewać się znaczących zmian gwarantujących stabilny rozwój demograficzny. Obserwowany od ćwierćwiecza niski poziom dzietności będzie miał negatywny wpływ także na przyszłą liczbę urodzeń, ze względu na zmniejszającą się liczbę kobiet w wieku rozrodczym" – podsumowuje swój raport GUS.
– Tym bardziej że około 1,5 mln potencjalnych rodziców na stałe przebywa na emigracji. Jeśli ci ludzie będą mieli dzieci, to raczej nie w Polsce – zwraca uwagę Szukalski. Niewiele też wskazuje na to, by młodzi emigranci chcieli wracać.
Jednakże liczba ludności może w najbliższych latach latach rosnąć także z uwagi na migrantów ze Wschodu. Z danych GUS wynika, że w 2017 r. na polskich granicach zarejestrowano 18,2 mln wjeżdżających obywateli spoza strefy Schengen. To o 7,4 proc. więcej niż przed rokiem.