Nie wszyscy więźniowie, którzy chcą się uczyć, mogą to robić – wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarła „Rz”.
– W okresie objętym kontrolą przyjęcia do szkół działających przy zakładach karnych odmówiono 1,3 tys. skazanych, czyli średnio co siódmemu, który się o to ubiegał. Powodem odmowy był brak miejsc – mówi „Rz” Jacek Jezierski, prezes NIK.
Izba sprawdziła dziesięć spośród 19 zakładów karnych, przy których działały szkoły publiczne. Kontrola objęła lata od 2005 do ubiegłego roku. Jakie są wnioski?
Warunki nauki pozostawiają wiele do życzenia. Sale są ciasne – na jednego ucznia przypada często mniej niż metr kwadratowy powierzchni – i słabo wyposażone. Brakuje głównie pomocy dydaktycznych do nauki zawodu. Takich wymogów nie spełniały – według NIK – szkoły w pięciu więzieniach. W Płocku, gdzie skazani mieli się wyuczyć zawodu ślusarza, w szkole nie było tokarki i frezarki. Z kolei w Zakładzie Karnym w Grudziądzu ci, którzy się uczyl zawodu kucharza, nie mieli ani zmywarki, ani pieca konwekcyjno-parowego. Jak tłumaczy zastępczyni dyrektora Zakładu Karnego w Grudziądzu Helena Reczek, zabrakło na to pieniędzy. – Ale są inne piece i nauka przebiega zgodnie z programem – zapewnia w rozmowie z „Rz”.
We wszystkich zbadanych szkołach były natomiast komputery i dostęp do Internetu. Kolejny problem to brak miejsc. W Zakładzie Karnym w Nysie w II semestrze roku szkolnego 2007/2008 było 44 chętnych. Powinny więc zostać otwarte dwie klasy – twierdzi NIK. Tymczasem 15 osób odprawiono z kwitkiem. – Część skazanych nie spełnia wymagań, by ich zakwalifikować do nauki – twierdzi kpt. Henryk Hoc, oficer prasowy w Zakładzie Karnym w Nysie. Chodzi o odsiadujących niewielkie wyroki. – Nauka w technikum trwa trzy lata, w szkole zawodowej dwa. Nie możemy zakwalifikować skazanego, który będzie u nas przebywał np. kilka miesięcy – wyjaśnia.