20-letni Thomas Matthew Crooks, strzelec amator, bez przeszkód z dachu zakładów przemysłowych odległych o 120–150 m od sceny, z której na wiecu wyborczym przemawiał kandydat na prezydenta USA Donald Trump, oddał do niego kilka strzałów, zanim został zabity przez ochronę. Zamach o włos, a byłby skuteczny. Eksperci i funkcjonariusze polskich służb wskazują na karygodne wręcz zaniedbania Secret Service podczas wiecu Trumpa. I wyliczają: nie sprawdzili i nie zabezpieczyli dachów okolicznych budynków – a to podstawa, nie „zneutralizowali” zamachowca, zanim zaczął strzelać, a było to możliwe.
Czytaj więcej
Podczas wiecu wyborczego republikańskiego kandydata na prezydenta, Donalda Trumpa, doszło do próby zamachu. Trump został lekko ranny, zamachowiec i co najmniej jeden z widzów nie żyją, dwie kolejne osoby są ranne.
– Podstawowy błąd to dopuszczenie do tego, że zamachowiec mógł wejść na dach budynku i ze stosunkowo niewielkiej odległości od trybuny, na której występował prezydent Trump, mógł dokonywać ostrzału. To się nie powinno zdarzyć – komentuje gen. Adam Rapacki, twórca CBŚ, były wiceminister MSWiA.
A jeden z byłych szefów policji, który pracował przy zabezpieczeniu wizyt VIP-ów, dodaje:
– Dopuszczenie, by z dachu padły strzały, to wręcz nonszalancja. U nas nie do pomyślenia. Sprawdzamy budynki w promieniu nawet kilkuset metrów, mysz się nie prześliźnie – zapewnia.