Nowelizacja ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym wystraszyła właścicieli nieruchomości. Zwłaszcza w rejonach Polski, w których samorządy nie bardzo sobie z planowaniem radziły. Rząd chciał ustalić nowe zasady naliczania opłaty planistycznej. Rozpętała się wokół niej burza.
Projektowany art. 36 ust. 4 ustawy o planowaniu przestrzennym zakłada, że jeżeli w związku z uchwaleniem planu miejscowego albo jego zmianą wartość nieruchomości wzrosła, wójt, burmistrz albo prezydent miasta pobiera od właściciela albo użytkownika wieczystego tej nieruchomości opłatę w wysokości 30 proc. wzrostu wartości, stanowiącą dochód własny gminy.
– Czyli opłatą by objęto wszystkie nieruchomości, które zyskały na wartości wskutek uchwalenia planu. Niezależnie od tego, czy i po jakim czasie od uchwalenia planu nieruchomość jest sprzedana – mówi adwokat Piotr Smagała.
Bez małej daniny
Gminy ucieszyły się z pierwotnego pomysłu opłaty planistycznej, która zasiliłaby ich budżety. Zwłaszcza że z tego podatku miały być wyłączone nieruchomości należące do nich. Po konsultacjach społecznych, pod ciężarem krytyki, minister resortu rozwoju i technologii ogłosił jednak, że małego katastru nie będzie. I tak okazało się, że upadł pomysł na wprowadzenie renty planistycznej, ku rozczarowaniu wielu samorządów.
Z żalem przyjmujemy wycofanie się resortu z zawartych wcześniej w projekcie ustawy korzystnych zmian dotyczących opłaty planistycznej. Jest to niezbędne, by przywrócić równowagę między ochroną jednostkowych interesów indywidualnych a zapewnieniem warunków zaspokojenia potrzeb stanowiących dobro wspólne społeczności lokalnej – czytamy w oświadczeniu Związku Miast Polskich. Miasta zwracają też uwagę na zbyt krótki ich zdaniem termin – 30 czerwca 2026 r. – na opracowanie i uchwalenie planów ogólnych w gminach.