To nie jest retrospektywa, lecz kolejna odsłona, kolejny wybór prac z dorobku Stanisława Fijałkowskiego, łódzkiego mistrza, który pięć miesięcy temu skończył 95 lat. O urodzinach pamiętała tylko stołeczna Galeria Piękna, która jesienią ubiegłego roku przygotowała indywidualną wystawę jubilata, wydobywając rarytasy z lat 40. i 50.
Obecny pokaz w Spectra Art Space to uzupełnienie tego powyżej wzmiankowanego. Spectra jest miejscem nietypowym, siedzibą Fundacji Rodziny Staraków. Wystawy organizowane są tu raz na parę miesięcy lub rzadziej, za to zawsze przedstawiana jest mistrzowska liga.
Bohaterem obecnej ekspozycji jest profesor Fijałkowski. Artysta od czasów powojennych związał się z Łodzią, gdyż – jak mówił – po wyzwoleniu to miasto przejęło rolę kulturalnej stolicy Polski. No i nauczał tam Władysław Strzemiński, mentor wielu młodych entuzjastów awangardy.
Z pewnością profesor miał ogromny wpływ na młodzieńczą wizję Fijałkowskiego. Jednak z biegiem lat były uczeń autora unizmu skręcił w stronę surrealizmu i dopiero na styku tych dwóch światów – skrajnej abstrakcji i nadrealizmu – ukonstytuował się indywidualny styl tego pierwszego.
Do ekspozycji w Spectra Art Space z ogromnego dzieła Fijałkowskiego wybrano ponad 40 płócien powstałych między początkiem lat 60. ubiegłego stulecia a ostatnią dekadą. Towarzyszą im grafiki, zblokowane na jednej ze ścian. Wszystko razem tworzy pejzaż duchowy artysty. Spójny pomimo ponad półwiecznej rozpiętości; spójny – bo własny, nie podyktowany modami, lecz wewnętrznym przekonaniem, zaciekawieniem i chęcią dogłębnego zbadania tematu. Bowiem niektórzy wybitni artyści są jak naukowcy – z desperackim uporem drążą jakiś problem, czy to natury filozoficznej, czy estetycznej.