Cały świat ogarnęła panika, ale nie Szwecję. Taka tezę wysunął autor książki „Stado" („Flocken"), Johan Anderberg. Autor pisał o tym, jak kraj podczas pandemii pozostał otwarty, podczas gdy inne w trwodze przed koronawirusem wprowadzały lockdown. Za tę strategię Szwecja, która obrała własną drogę walki z pandemią, była potępiana jako państwo, które gardzi śmiercią i na łożu ofiar składa seniorów w domach opieki.
Teraz też w obliczu czwartej fali Covid-19 kraj idzie swoją drogą. Przez ostatnie dwa miesiące liczba zakażeń w Szwecji wzrosła i w ciągu pięciu dni Covid-19 zaraziło się 3656 osób. (Szwedzi jednak zachowują w tej sytuacji jak zwykle stoicki spokój, są dalecy od alarmistycznych tonów, jakie obserwujemy w Polsce). Ocena sytuacji opiera się tu bowiem według Agencji Zdrowia Publicznego na stałych przesłankach; liczby zaszczepianych osób (dwiema dawkami 72,8 proc.), obciążeniu służby zdrowia, statystyce zgonów i podwyższonym ryzyku rozprzestrzenia się wirusa.
Czytaj też:
Czytaj więcej
Ośrodki medyczne w Szwecji pozwalają wybierać lekarzy i dentystów, którzy są etnicznie czystymi Szwedami.
Infekcja szerzy się głównie w grupie młodszych i niezaszczepionych. Za znaczną część zakażeń odpowiadają osoby w wieku od 20 do 29 lat, a także w wieku od 10 do 19 lat. Zarządzająca strategią walki z koronawirusem Agencja Zdrowia Publicznego wciąż jednak ociąga się z ofertą dla dzieci. Szczepienia 16- i 17-latków ruszyły, natomiast grupy wiekowej od 12. do 15. roku życia nie. Władze bowiem powołują się tu na badania, według których dzieci szerzą zarazę znacznie mniej niż dorośli, zaś ryzyko poważnych zachorowań u najmłodszych, co się podkreśla, jest nikłe.