Polacy nie boją się zwolnień. Bo wcale nie ma ich tak dużo

Pomimo nagłośnionej w mediach serii zwolnień grupowych w znanych firmach, dane GUS pokazują spadek liczby zwalnianych osób, a wśród Polaków nie widać większych obaw o utratę pracy.

Publikacja: 29.04.2024 04:30

Polacy nie boją się zwolnień. Bo wcale nie ma ich tak dużo

Foto: Adobe Stock

W urzędach pracy w marcu br. zarejestrowało się 33,6 tysiąca osób zwolnionych z przyczyn leżących po stronie zakładu pracy, w tym w ramach zwolnień grupowych. Sporo, lecz prawie o 4,3 proc. mniej niż rok wcześniej i prawie o 7 proc. mniej niż w marcu 2022 r., gdy – tuż po wybuchu wojny w Ukrainie – rynek pracy był jeszcze mocno rozgrzany.

Biorąc pod uwagę cały pierwszy kwartał 2024 r., łączna liczba bezrobotnych zwolnionych z przyczyn po stronie pracodawcy (102,4 tys.) jest najmniejsza od czterech lat. I aż o jedną trzecią mniejsza niż w I kw. 2021 r. gdy w czasie drugiej fali pandemii Covid-19 (pomimo tarcz finansowych) pracę straciło ponad 154 tys. osób. Dramatycznej sytuacji nie ma też (przynajmniej na razie) w zgłoszeniach zwolnień grupowych, chociaż widać tu wzrost. W końcu marca br. zwolnienia zadeklarowało 159 zakładów (o siedem więcej niż rok wcześniej), obejmując nimi 17 tys. pracowników – o 2,3 tys. osób więcej niż rok wcześniej.

Duże wrażenie robi natomiast fakt, że wśród firm ogłaszających znaczące cięcia zatrudnienia są znani zagraniczni inwestorzy (w tym Scania, ABB, Levi Strauss, Stellantis), a także firmy z szybko rosnącego w ostatnich latach sektora usług dla biznesu (centra usług Infosys, Aptiv czy Pepsico). Sprzyja to nagłaśnianiu „czarnej serii” zwolnień grupowych, która jednak nie niepokoi ani ekspertów rynku pracy, ani samych pracowników, jak dowodzą wyniki najnowszej edycji Monitora Rynku Pracy agencji zatrudnienia Randstad.

Nie widać tam zwiększonych obaw Polaków o utratę zatrudnienia. Tylko 9 proc. uczestników badania, które pod koniec lutego br. objęło tysiąc pracujących dorosłych, poważnie liczy się z ryzykiem utraty pracy. Od kilku kwartałów ten odsetek utrzymuje się na podobnym poziomie, dużo niższym niż po wybuchu pandemii w 2020 r., gdy sięgnął 16 proc. Jak komentuje Mateusz Żydek, rzecznik Randstad, pomimo odczuwanego w zeszłym roku ochłodzenia na rynku pracy, ryzyko utraty zatrudnienia wciąż pozostaje z perspektywy badanych pracowników marginalne.

Pracujący Polacy całkiem optymistycznie oceniają też swoje szanse na znalezienie nowej pracy w razie utraty zatrudnienia; 88 proc. twierdzi, że w ciągu pół roku znaleźliby jakąkolwiek pracę, a dwie trzecie liczy, że znajdą pracę co najmniej tak samo dobrą jak obecna.

Czytaj więcej

Może być trudniej o podwyżkę. Wielu odczuje realny spadek swoich dochodów

Jak ocenia Andrzej Kubsiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, pojawiające się od kilku tygodni w przestrzeni publicznej alarmistyczne głosy o masowych zwolnieniach grupowych mogą stanowić wyzwanie na poziomie mikro i lokalnych rynków pracy.

– Natomiast w skali makro nie dzieje się nic, czego wcześniej byśmy w Polsce nie widzieli – zaznacza ekspert PIE, przypominając, że w ostatnich latach średnio rocznie notowano ok. 30 tys. zgłoszeń o zwolnieniach grupowych. Przy czym wiele z nich nie było ostatecznie realizowanych. – Najnowsze dane GUS potwierdzają również, że na rynku pracy nie widać załamania nastrojów. Stopa bezrobocia w marcu wyniosła 5,3 proc., i był to najniższy marcowy odczyt od 1990 roku – dodaje Andrzej Kubisiak.

Również Łukasz Komuda, ekspert rynku pracy Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, uważa, że głośny ostatnio problem zwolnień grupowych to bardziej fakt medialny, w którym trudno dopatrywać się szczególnego zjawiska. Zwraca też uwagę, że problemy rynku pracy, w tym spadek popytu na pracowników (który widać po mniejszej liczbie wakatów), łagodzi demografia – odchodzące na emerytury pokolenie wyżu demograficznego i kurcząca się liczba osób w wieku produkcyjnym.

Również Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan, twierdzi, że gospodarczy wpływ obecnych zwolnień grupowych jest marginalny, choć mogą być realnym problemem dla regionów, a zwłaszcza dla gospodarstw domowych zwalnianych osób. Dostrzegło to Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, którego szefowa Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zapowiedziała uruchomienie 50 mln zł z rezerwy Funduszu Pracy na prewencyjne działania dla powiatów, w których planowane są zwolnienia grupowe.

I przypomniała, że zapowiedzi zwolnień najczęściej nie idą w parze z liczbą faktycznych zwolnień; w minionym roku, gdy pracodawcy zgłosili zamiar zwolnienia grupowego 30 tys. pracowników, pracę straciło 17 tys. z nich. Podobne proporcje osób objętych zwolnieniami i zwolnionych były też w poprzednich latach.

W urzędach pracy w marcu br. zarejestrowało się 33,6 tysiąca osób zwolnionych z przyczyn leżących po stronie zakładu pracy, w tym w ramach zwolnień grupowych. Sporo, lecz prawie o 4,3 proc. mniej niż rok wcześniej i prawie o 7 proc. mniej niż w marcu 2022 r., gdy – tuż po wybuchu wojny w Ukrainie – rynek pracy był jeszcze mocno rozgrzany.

Biorąc pod uwagę cały pierwszy kwartał 2024 r., łączna liczba bezrobotnych zwolnionych z przyczyn po stronie pracodawcy (102,4 tys.) jest najmniejsza od czterech lat. I aż o jedną trzecią mniejsza niż w I kw. 2021 r. gdy w czasie drugiej fali pandemii Covid-19 (pomimo tarcz finansowych) pracę straciło ponad 154 tys. osób. Dramatycznej sytuacji nie ma też (przynajmniej na razie) w zgłoszeniach zwolnień grupowych, chociaż widać tu wzrost. W końcu marca br. zwolnienia zadeklarowało 159 zakładów (o siedem więcej niż rok wcześniej), obejmując nimi 17 tys. pracowników – o 2,3 tys. osób więcej niż rok wcześniej.

Rynek pracy
Pomimo szturmu na oferty pracy firmom wciąż trudno o talenty
Rynek pracy
Brakuje pracowników w Królewcu. Rosja sięga po Hindusów
Rynek pracy
Jakich pracowników potrzebują firmy w Polsce
Rynek pracy
Płace rosną, ale kosztem miejsc pracy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rynek pracy
Świąteczny sezon w Polsce bez napływu Ukraińców. Kto ich zastąpi?