Prezydent Tajwanu pani Tsai Ing-wen 29 marca wyruszyła w 10-dniową podróż do dwóch państw latynoskich, Belize i Gwatemali. Są to kraje, które jeszcze utrzymują stosunki z Republika Chińską na Tajwanie. Zostało ich zaledwie 13, z którymi utrzymywane są oficjalne relacje, obok takich jak Nauru, Palau, Haiti, Tuvalu czy Watykan.
Albowiem dosłownie tuż przed tą podróżą stosunki z Tajwanem zerwał Honduras, wcześniej domagający się od władz w Tajpej sporych sum (90 mln dol. na budowę zespołu szpitalnego oraz 350 mln dol. na budowę zapory wodnej). Ponieważ władze tajwańskie zwlekały, do akcji włączył się Pekin, obiecując pomoc w spłacie długów Hondurasu, szacowanych na 2 mld dol. (w mediach mówi się o sumie 2,4 mld dol. wyasygnowanej przez władze ChRL na ten cel).
Eskalacja na linii Waszyngton-Pekin
Pekin, grający na izolację władz w Tajpej, zanotował kolejny sukces. Cena w tej kalkulacji jest mniej ważna. To bowiem część większej układanki, która teraz znowu staje na czołówkach gazet i medialnych doniesień. Albowiem Tsai Ing-wen po drodze dwukrotnie zatrzyma się w USA, najpierw w Nowym Jorku, a w drodze powrotnej (6 kwietnia) w Los Angeles. Zapowiedziano, że podczas jednego z tych postojów spotka się z szefem republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów, Kevinem McCarthym, który natychmiast po wyborze (co nie obyło się bez kontrowersji i wymagało kilku tur głosowań) ogłosił publicznie, że chce udać się na Tajwan, w ślad za swą poprzedniczką Nancy Pelosi.
Czytaj więcej
Chiny zapowiedziały odwet jeśli przewodniczący Izby Reprezentantów, Kevin McCarthy, spotka się z prezydent Tajwanu, Tsai Ing-wen w czasie jej tranzytu przez USA. Do spotkania McCarthy'ego z Tsai miałoby dojść w Kalifornii.
Ponieważ tamta wizyta odbiła się głośnym echem i wprawiła w ruch flotę powietrzną i morską Chin kontynentalnych, które na ponad tydzień założyły wokół wyspy blokadę, Tsai Ing-wen zasugerowała spotkanie właśnie w USA, a nie na Tajwanie. Sugestia została przyjęta, ale zarówno jej postoje w USA, jak ta planowana rozmowa będą jedynie dalszymi krokami w eskalacji napięć na linii Waszyngton-Pekin. Przecież kiedyś, w połowie lat 90. minionego stulecia, z racji wizyty w USA pierwszego tajwańskiego prezydenta z demokratycznego nadania, Lee Teng-huia (do 1988 r. była tam dyktatura), wybuchł w Cieśninie Tajwańskiej poważny kryzys, z ruchami wojsk i jednostek morskich włącznie. Podobnie, choć krócej, było po wizycie Pelosi.