Gdy byłem nastolatkiem moja mama się śmiała, że jak zapytać ojca i mnie o zdanie osobno, to w dziewięciu na dziesięć przypadków mamy takie same, ale jak zapytać razem, to w 99 na 100 mamy różne, a w tym ostatnim, oczywistym, odpowiadamy „tak, ale…”. Podobnie jest z polskimi politykami. Ci z definicji nie mogą się w niczym zgodzić. I nijak nie chcą wyrosnąć z krótkich spodenek. Kłótnia dotyczy więc także tego, co powiedział Joe Biden. Od słynnego już „Nic nie powiedział”, po egzegezy, że przemówienie dotyczyło koniecznej odbudowy praworządności po wyborach, z założenia nikt nie zgadza się z przedmówcą, a temperament polemiczny wiedzie kolejnych polityków na intelektualne manowce.
Obraz nowego świata
Co zatem powiedział Joe Biden? Zasadniczo zgadzam się z Markiem Budziszem, że jeśli spojrzeć na to przemówienie z punktu widzenia geostrategicznego, to było to ważne przesłanie na temat wizji świata, który pod wpływem napaści Rosji na Ukrainę zmienia się w sposób nieodwracalny.
Amerykański prezydent opisał mechanizmy wiążące kraje demokratyczne, potrzebę zacieśniania współpracy i jedności w obronie podstawowych wartości, w tym przede wszystkim wolności i demokracji. Wyraźnie też mówił o rozszerzaniu NATO i konieczności powstrzymywania dyktatorów, którzy chcą siłą narzucać innym swoją wizję świata.
Czytaj więcej
Nie można dopuścić, by Putin podzielił Europę. Czy realizacja tego słusznego celu dopuszcza różnice perspektyw i poglądów? Rozważmy dwa przykłady.
Wyciągając wnioski z tej wizji wspólnoty wartości, jak mniemam, nie tylko Szwecja i Finlandia, ale zapewne także Japonia, Australia i Korea Płd. prędzej czy później znajdą się w NATO, który przestanie być paktem północnoatlantyckim, lecz stanie się globalną organizacją strzegącą bezpieczeństwa światowych demokracji, stanowiących niestety znaczącą mniejszość państw świata.