Czytaj więcej
Mija rok od rozpoczęcia wojny na Ukrainie. 24 lutego 2022 roku Rosjanie rozpoczęli swoją inwazję. Ofensywa, która w ocenie Kremla, miała potrwać kilka dni, przerodziła się w długotrwały konflikt.
Jakby się Sejm zbierał Rzeczypospolitej, na Zamek schodzili się rząd i opozycja, tu mignął ktoś z biznesu, tam od kultury. Stali na dworze w zimnie, ogrzewając się kawą. Prezydent USA przyjechał z Rzeszowa, wcześniej był w Kijowie. To, że Joe Biden pojechał nad Dniepr w czasie wojny, a do Warszawy drugi raz w ciągu roku, nie wymaga komentarzy. „W zasadzie nie musiał nic mówić” – pisał do mnie jeden przyjaciel. Putin dostał jasny sygnał, że ma się odchrzanić od Europy Środkowej.
Wydarzeniem wizyty prezydenta USA pozostanie przemówienie z 21 lutego. Amerykański prezydent miał się czym pochwalić. W ciągu 11 miesięcy od poprzedniego wystąpienia w Warszawie wykonał niebywałą polityczną robotę. Udało mu się realnie zmobilizować Zachód – pierwszy raz od zimnej wojny. Chodzi nie tylko o grupę wsparcia dla Ukrainy w ramach NATO, czyli Wielką Brytanię, Kanadę, Polskę i Litwę, ale też kluczowych europejskich graczy, którzy pozostawali niepewni: Niemcy i Włochy.
Czytaj więcej
Wobec zmiany myślenia o suwerenności zastanawiające jest, że wciąż czekamy na środki z KPO – pisze były szef MSZ.
Poparcie Niemiec dla polityki USA rozstrzygnęło się w kontekście niedawnej dyskusji o dostarczeniu czołgów na Ukrainę: nowa doktryna Berlina w sprawie wsparcia dla Ukrainy jest prosta jak w czasach zimnej wojny – każdy ruch musi być wspólny z USA. Wracając z Kijowa, Biden rozmawiał telefonicznie z premier Włoch Giorgią Meloni, która właśnie jechała z Warszawy do Kijowa. Już na miejscu złożyła jasną deklarację, że kiedy Ukraina jest atakowana, to każda dostarczona jej broń służy obronie. Dzięki temu Biden mógł powiedzieć w ogrodach Zamku Królewskiego, że NATO jest zwarte, a koalicja antyputinowska 50 państw gotowa na nowe wsparcie Ukrainy.