Hazardowa gra premiera Viktora Orbána, który ma w kraju poważną sytuację gospodarczą i potrzebuje nowych środków, przyniosła pewne efekty. Na Węgrzech teraz szybko rośnie ryzyko i stawki obsługi długu, inflacja jest najwyższa w całej UE, a budżet znajduje się w stanie opłakanym, co wiąże się z wcześniejszym nadmiernym rozdawnictwem (chociaż Orbán właśnie ogłosił dalsze podniesienie emerytur o 15 proc.).
Tymczasem tak potrzebne mu teraz środki, bo budżet się wali, są niemal na wyciągnięcie ręki w postaci funduszy unijnych, tak z KPO (5,8 mld euro), jak też funduszy spójności (7,5 mld euro). Gdyby je wszystkie otrzymał, to miałby równowartość 8 proc. PKB kraju. Naprawdę było i jest o co walczyć, a innych funduszy jak na razie na horyzoncie brak.
Czytaj więcej
Rządy państw UE zawarły w poniedziałek porozumienie z Węgrami, dzięki któremu Budapeszt nie zablokuje pomocy finansowej dla Ukrainy w 2023 roku i wyrazi zgodę na wprowadzenie minimalnego podatku dochodowego dla korporacji, w zamian za większą elastyczność UE ws. funduszy unijnych dla Węgier - informuje Reuters.
Doskonale rozumiejąc znaczenie tych sum, Orbán, swoim zwyczajem, zagrał va banque, stawiając weto na dodatkowe środki unijne dla Ukrainy (18 mld euro), a już wcześniej nie zgadzał się na dodatkowe opodatkowanie wielkich korporacji. W ten sposób, nie po raz pierwszy, chciał ugrać dla siebie jak najwięcej.
Na mocy twardych rozmów 12 bm. w ramach COREPER, czyli stałych przedstawicieli państw członkowskich, którzy przedłożą swoje ustalenia na szczyt unijny w tym tygodniu, Węgry zrezygnowały z wetowania, w zamian otrzymując nieco środków oraz promesę na jeszcze większe, o ile zostanie spełnionych dodatkowych 27 tzw. ekstrakamieni milowych. Pierwsze sprawdzenie, czy to jest możliwe i czy Węgry wypełniły stawiane im warunki, ma nastąpić w marcu przyszłego roku. Nadal bowiem ma obowiązywać zasada warunkowości, a więc uzależnienia wypłacania dalszych funduszy od reform w wymiarze sprawiedliwości oraz transparentności życia (korupcja).