Stanisław Strasburger: Nie ma wojny sprawiedliwej

Mam poważne wątpliwości, czy dzisiejsza wojna obronna to skuteczne narzędzie do przywrócenia Ukrainy w granicach sprzed 2014 roku i dobrostanu jej obywateli – odpowiada Kamilowi Dąbrowie podróżnik i publicysta.

Publikacja: 26.07.2022 18:14

Zniszczone centrum handlowe Retroville w Kijowie

Zniszczone centrum handlowe Retroville w Kijowie

Foto: AdobeStock

Czy Ukraińcy, wiedząc, że Zachód oddał Ukrainę Rosji (zakładając, że tak jest), powinni przestać walczyć w obronie swojego kraju? – pyta Kamil Dąbrowa w polemice z moim artykułem pt. „Solidarność, wojna i zmurszały Ład”. Odnosząc się do analogii z powstaniem warszawskim, sugeruje, że powstańcy walczyliby nawet wiedząc, że mocarstwa już wcześniej oddały Polskę Stalinowi i miasto skazane jest na zagładę. Czy rzeczywiście?

W moim przekonaniu żadna władza nie ma prawa wymagać od obywateli bohaterstwa. Gotowość do ryzykowania życia swojego i najbliższych powinna pozostać indywidualnym wyborem każdego z nas. Obdarzeni demokratycznym mandatem rządzący tym różnią się od dyktatorów, że nie mają władzy nad życiem swoich obywateli. Zmuszanie do walki poprzez przymusowe wcielanie do wojska, zakazy opuszczania miejsca zamieszkania, a także narażanie mieszkańców terenów objętych walkami na śmierć i wyniszczenie nie jest zawarte w kontrakcie społecznym żadnego z naszych państw. Najlepszym dowodem na to jest, że burzliwa debata na temat sensu powstania warszawskiego trwa do dziś.

Czytaj więcej

Kamil Dąbrowa: Bez miłości w czasie wojny

Czy Liban ze swoją doktryną obronną, będący dziś na skraju bankructwa ekonomicznego, może być dawany jako przykład Ukrainie – pyta dalej Dąbrowa i wskazuje na Hezbollah, „często finansowany z narkobiznesu”. Nie bardzo wiem, jaki miałby być związek aktualnej sytuacji ekonomicznej Libanu z jego doktryną obronną, która ostatni raz miała zastosowanie ponad 15 lat temu.

Rzeczywiście, obok libańskiej armii, niekiedy rezygnującej z walki, prawo do obrony ma naród, w tym organizacje ruchu oporu. Ale finansowanie tego rodzaju działań w powiązaniu z narkobiznesem nie jest specyfiką Bliskiego Wschodu. W tym kontekście przypomina mi się choćby sławna afera Iran-Contras. To nie tylko tolerowanie przez Waszyngton narkobiznesu na gigantyczną skalę, ale także militarne wspieranie obu stron krwawej wojny iracko-irańskiej. Ponawiam pytanie: jakie moralne prawo pozwala wymagać od obywateli umierania za państwa, które prowadzą taką politykę?

A skoro już o narkotykach mowa. Zaciekłe piętnowanie substancji psychoaktywnych w czasie pokoju kontrastuje z ich masowym stosowaniem w czasie współczesnych wojen. Dotyczy to nie tylko Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej, ale także Europy. Setki milionów dawek amfetaminy podawanej żołnierzom II wojny światowej, Wietnam, Bałkany w latach 90., a także, wiele na to wskazuje, aktualna wojna na Ukrainie. Technologia zabijania wymaga „obsługi” przez ludzi na rauszu.

O czym świadczy systematyczne podawanie żołnierkom i żołnierzom substancji redukujących strach oraz opór przed zadawaniem bólu i zabijaniem? Czy nie przypadkiem o tym, że jak przychodzi co do czego, ogromna liczba ludzi zwyczajnie nie chce wojować? Szukając dróg pokoju, warto może zatem pójść krok dalej: skoro narkotyki są na wojnie zjawiskiem masowym, dlaczego zamiast podawać środki ułatwiające zabijanie, nie tworzyć technologii pozwalających „razić” przeciwnika substancjami działającymi odwrotnie?

Czytaj więcej

Solidarność, wojna i zmurszały ład

Mój spór z Dąbrową jest w dużej mierze sporem o imaginarium wojny. Jednak biorąc pod uwagę opisane przeze mnie zjawiska, nie wiem, pod jakimi warunkami jakakolwiek wojna mogłaby być sprawiedliwa. Jednocześnie czuję niechęć do debat, które zamiast szukać podobieństw i budować więzi pilnie potrzebne do poszukiwania zrębów nowej Europy, pomnażają tematy zastępcze i polaryzują. Przecież Dąbrowa i ja stoimy po tej samej stronie: trzeba ulżyć cierpiącym z powodu wojny oraz budować sprawiedliwy świat, mając świadomość, że nasz ład, nasze systemy prawne i granice pilnie wymagają przebudowy.

Przyjmując współodpowiedzialność za debatę o wojny w Europie, proponuję zrezygnować z kompulsywnego zasłaniania się agresją Rosji, tylko zacząć od własnego podwórka. Czy dzisiejsza wojna obronna to skuteczne narzędzie do przywrócenia Ukrainy w granicach sprzed 2014 roku i dobrostanu jej obywateli? Mam poważne wątpliwości. W duchu EU-topii chciałbym skupić cały polityczny i ekonomiczno-społeczny wysiłek na osiągnięcie pokoju i dobrostanu mieszkańców tej części kontynentu. Nie wyczerpaliśmy tu wszystkich możliwości. I wbrew tytułowi polemiki Dąbrowy, nie wierzę w sprawiedliwość bez miłości.

Autor

Stanisław Strasburger

Pisarz, podróżnik i menedżer kultury. Bada pamięć i mobilność. Jest autorem książek: „Opętanie. Liban” i „Handlarz wspomnień”, regularnie publikuje w mediach po polsku i po niemiecku. Mieszka na przemian w Berlinie, Warszawie i różnych miastach śródziemnomorskich

Czy Ukraińcy, wiedząc, że Zachód oddał Ukrainę Rosji (zakładając, że tak jest), powinni przestać walczyć w obronie swojego kraju? – pyta Kamil Dąbrowa w polemice z moim artykułem pt. „Solidarność, wojna i zmurszały Ład”. Odnosząc się do analogii z powstaniem warszawskim, sugeruje, że powstańcy walczyliby nawet wiedząc, że mocarstwa już wcześniej oddały Polskę Stalinowi i miasto skazane jest na zagładę. Czy rzeczywiście?

Pozostało 91% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki