Przez większość mojej kariery zawodowej i akademickiej ostrzegałam przed strategicznymi konsekwencjami – teraz boleśnie ujawnionymi – uzależnienia Europy od rosyjskiego gazu. Teraz, kiedy wraz z synem uciekłam z domu do względnie bezpiecznego Lwowa, podczas gdy mój mąż i ojciec pozostali w stolicy kraju, Kijowie, słuchając nocą syren przeciwlotniczych, jest mi bardzo smutno, że doradztwo ze strony Ukraińców było lekceważone. Teraz cały świat musi za to zapłacić.
Ale to mleko już się rozlało. Optymistycznie nastawieni decydenci w Berlinie i innych stolicach poparli w 2010 roku budowę gazociągu Nord Stream 1, biegnącego z Rosji bezpośrednio do Niemiec pod Morzem Bałtyckim, zamiast rozbudowy dwóch lądowych tras eksportowych biegnących przez Ukrainę i Polskę. Zależność Europy od rosyjskiego gazu wzrosła – choć na szczęście podwojenie przepustowości Nord Stream zostało ostatecznie zablokowane przez Niemcy na kilka dni przed wysłaniem przez Putina armii do Ukrainy.
Czytaj więcej
Rosja nie przestaje bombardować ukraińskich miast, powołuje władze okupacyjne na zajętych terenach i przygotowuje się do ofensywy.
Tymczasem tylko dzięki Nord Stream 1 rosyjski Gazprom dostarczył w zeszłym roku prawie 60 mld m sześc. rosyjskiego gazu do Niemiec i Europy Północnej. To mniej więcej jedna trzecia wszystkich dostaw rosyjskiego gazu do Europy w 2021 roku. Jeszcze na początku marca, kiedy rosyjskie wojska niszczyły ukraińskie miasta, kraje UE płaciły Rosji około 800 mln euro dziennie za gaz, drastycznie podcinając ekonomiczny wpływ zachodnich sankcji i finansując wojnę.
Neutralizacja zagrożenia
Komisja Europejska ogłosiła, że chce zmniejszyć zależność od rosyjskiego gazu o dwie trzecie do końca tego roku, dążąc do zapewnienia nowych źródeł dostaw. Unia Europejska może jednak już teraz podjąć inne kroki, aby naprawić niektóre z wyrządzonych szkód.