Kampania toczy się pod dyktando prawicy. Stało się tak za sprawą pojawienia się wśród kandydatów gwiazdy telewizyjnej – Erica Zemmoura, a także rozdrobnienie i kłótnie na lewicy. Jednak przyczyn znalezienia się lewicy w defensywie jest więcej. Francja odwołuje się do spuścizny de Gaulle'a, a tym samym liczą się dla niej narodowe interesy, patriotyczna duma oraz wartości konserwatywne.
Francuzi nie kupili narracji prezydenta Emmanuela Macrona o europejskiej suwerenności, która miałaby zastąpić tę narodową. Z niechęcią przyjmują kulturowe i ideologiczne nowinki płynące z USA, są niechętni wobec haseł progresywnych. Jak to określił kanadyjski socjolog Mathieu Bock-Côté, znajdująca się pod wpływem Ameryki europejska lewica dąży do zastąpienia świadomości narodowej przez multikulturalizm oraz ideologię gender. Lecz zamiast osłabić identyfikacje narodowe, wzmacnia to tylko podziały etniczno-rasowe.
Zemmour uznał islam za egzystencjalne zagrożenie dla Francji i zapowiedział wstrzymanie napływu imigrantów. Deklaruje wyjście Francji ze strefy Schengen i chce zabronić nadawania zagranicznych imion, np. Mahomet lub Kevin.
Z kolei kandydat Republikanów Éric Ciotti przypomniał teorię zastąpienia białej ludności w Europie przez Arabów, czarnoskórych i muzułmanów, a także nawoływał do odbudowy identyfikacji francuskiej i powołania francuskiego Guantanamo dla potencjalnych terrorystów. Jego partyjny kolega Michel Barnier zapowiedział kilkuletnie moratorium na przyjmowanie jakichkolwiek imigrantów i uchodźców. Obaj przegrali prawybory republikańskie na rzecz Valérie Pécresse. I chociaż uchodzi ona za bardziej umiarkowaną, to przejęła część haseł od kolegów, potępiając niekontrolowaną imigrację. Zapowiedziała zaostrzenie regulacji w sprawie przyznawania azylu i wprowadzenie rocznych kwot przyjmowanych imigrantów. Uznała też, że należy umożliwić zasądzanie podwójnych kar dla przestępców w dzielnicach imigranckich.
Dodajmy, że od pewnego czasu także prezydent Macron zaostrza politykę wobec migrantów i grup islamistycznych.