29-letni Jan S. był poszukiwany od połowy ubiegłego roku. Wpadł w podwarszawskim Milanówku w ostatni piątek, gdzie mieszkają jego rodzice. Wytropili go policjanci ze specjalnej grupy poszukiwawczej stołecznej policji dzięki czynnościom operacyjnym.
Samo zatrzymanie było dynamiczne – S. wybiegł z obserwowanej posesji i ruszył w stronę pobliskich zabudowań.
– Policjanci ujęli go po krótkim pościgu. Był agresywny, próbował się oswobodzić, dlatego założyli mu kajdanki zespolone i specjalny kask zabezpieczający – opowiada nam Mariusz Mrozek ze stołecznej policji.
Zlecenie na ministra
Od kiedy S. przebywał w Polsce? – Czas świąteczny przyciąga nawet zatwardziałych gangsterów, albo – co bardziej prawdopodobne, S. zjawił się w kraju, bo jego dopalaczowy biznes zaczął kuleć, zyski spadały, a bez pieniędzy coraz trudniej było mu się skutecznie ukrywać – mówi nam nasze źródło zbliżone do śledztwa.
W maju ubiegłego roku „Rzeczpospolita" ujawniła, że Jan S. – „król" dopalaczy – miał zlecić zabójstwo ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. „Ten sk...n zepsuł mi interes" – tłumaczył. Za wykonanie zlecenia dawał 100 tys. zł „chemikowi" ze swojego gangu. Wśród pomysłów (podsuwał je przez szyfrowany komunikator) było podłożenie bomby pod samochód, podanie trucizny, wywołanie zapaści krążeniowej. Jan S. zlecił też zabójstwo prokuratora z Warszawy i trojga stołecznych policjantów, którzy rozbili jego gang. Plan nie wypalił, bo niedoszły kiler wpadł i zaczął sypać.