Krzysztof Brezja, wcześniej poseł a obecnie senator Platformy Obywatelskiej, był inwigilowany od 26 kwietnia do 23 października 2019 r. Tak wynika z analizy CitizenLab, wskazującej na 33 ataki na jego telefon przy pomocy systemu szpiegującego Pegasus, który posiada Centralne Biuro Antykorupcyjne. Tajemnicą pozostanie, jak CBA przekonało do tego warszawski Sąd Okręgowy, bo wnioski są niejawne.
Zdaniem senatora Brejzy – zgoda „została wyłudzona”. „Rzeczpospolita” prześledziła sekwencję zdarzeń, która mogła do tego doprowadzić.
Spektakularny nalot
O planowanej kontroli operacyjnej musi wiedzieć (i dać na nią zgodę) Prokurator Generalny, a następnie sąd, który ma ostatnie zdanie. W to, jakie narzędzie służby zastosują do inwigilacji, sądy nie wnikają. O inwigilacji Brejzy wiedział więc Ernest Bejda, ówczesny szef CBA oraz Zbigniew Ziobro – prokurator generalny i minister sprawiedliwości.
Śledztwo, w które wmieszano Krzysztofa Brejzę wszczęto w październiku 2017 r. – Dotyczy m.in. przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych – pracowników Wydziału Kultury Promocji i Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta Inowrocław i Centrum Kultury i Sportu Ziemowit w Kruszwicy, polegającego na wyłudzeniu kilkuset tysięcy złotych ze środków publicznych – odpowiada Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która obecnie prowadzi to śledztwo. Tak naprawdę te dwie jednostki łączy jedna osoba – Agnieszka Ch., główna podejrzana w śledztwie, która pracowała w obu tych jednostkach.
W „aferze fakturowej” chodzi o zaledwie 300 tys. zł z lewych faktur z lat 2015–2017, także z czasów gdy Ch. pracowała w Kruszwicy – trudno uwierzyć, by „na taki materiał” sąd wydał zgodę na inwigilację posła. Prezydentem Inowrocławia jest Ryszard Brejza, ojciec senatora – to on zgłosił sprawę CBA po audycie.