Jak mówi Andrzej Gantner, wiceprezes i dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności, przesłanką do takiego działania jest sytuacja, gdy producent nie ma dostępu do danego składnika i musi go czymś zastąpić. – Wówczas może użyć tego składnika bez konieczności zmiany informacji o składzie na opakowaniu danego produktu – mówi w rozmowie z portalspozywczy.pl.
Najprostszym przykładem jest chociażby olej słonecznikowy, którego głównym dostawcą na rynku europejskim była Ukraina. W tej chwili jest z tym poważny problem. Ale braki innych składników również występują. Ekspert podkreśla, że w obecnej sytuacji olej słonecznikowy można w takich sytuacjach zastąpić chociażby olejem rzepakowym. – Ale problem polega na tym, że każdy zapakowany produkt żywnościowy ma swój skład i jeżeli skład ten nie zgadza się z tym, co jest w środku, to teoretycznie zgodnie z prawem żywnościowych występuje podejrzenie o zafałszowanie – mówi Andrzej Gantner.
Firmy handlowe obawiają się, ze takie sytuacje mogą być nadużywane przez producentów, którzy mogą także woleć zastępować droższe składniki tańszymi, a zasłaniać się problemami z dostępnością.
Czytaj więcej
Przez media społecznościowe przetaczają się wezwania do bojkotu modowej marki z powodu użycia w kampanii reklamowej transpłciowej pary.
– Jest rozwiązanie, które było dyskutowane w Unii Europejskiej oraz na poziomie urzędowej kontroli w Polsce. Mówię tu o Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych oraz Głównym Inspektoracie Sanitarnym. Inspekcje zgodziły się na elastyczne podejście do znakowania produktów w wyjątkowych sytuacjach – tłumaczy Gantner. – Oznacza to, że jeśli producent jest w stanie udowodnić, że faktycznie nie miał dostępu do danego składnika i musiał go czymś zastąpić, z powodu chociażby przerwania łańcucha dostaw, to może użyć tego składnika bez konieczności zmiany informacji o składzie na opakowaniu danego produktu – dodaje.