Nawiązywanie współpracy między pracodawcą a zatrudnionym coraz częściej odbywa się nie na podstawie umowy znanej kodeksowi pracy, a na innej formie zatrudnienia. Najczęściej są to umowy z kodeksu cywilnego – zlecenie, umowa o dzieło, o współpracy czy o świadczeniu usług. Liczbę osób zatrudnionych na ich podstawie podaje się już w milionach.
Powody wyboru takich umów są różne. Kontrakty cywilnoprawne gwarantują większą elastyczność łączącego strony stosunku niż umowa o pracę. Dla pracodawcy oznacza to np. możliwość łatwiejszego zakończenia współpracy. Za to wykonujący pracę na podstawie takiej umowy nie jest podporządkowany zatrudniającemu w takim stopniu jak osoba z umową o pracę. Takie umowy oznaczają też redukcję obciążeń na ubezpieczenia społeczne.
Winna definicja
Jednak w ostatnim czasie jednak szybką karierę zrobiło określenie umów cywilnoprawnych jako „śmieciowych". Takim kontraktom zarzuca się, że nie są korzystne dla osoby zatrudnionej, która nie ma prawa do wielu uprawnień, np. do urlopu, a sama umowa ma służyć jako narzędzie wyzysku.
- Te umowy nie zasługują na taką ocenę - mówi dr Daniel Książek, radca prawny z kancelarii Książek & Bigaj - Umowy cywilnoprawne mają swoją bogatą i dobrą historię i nie można je oceniać tylko z perspektywy nadużyć ich stosowania.
Wiele problemów rodzi definicja stosunku pracy zawarta w art. 22 kodeksu pracy. Przewiduje ona, że pracownik zobowiązuje się w takim stosunku do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy, pod jego kierownictwem oraz wyznaczonym przez niego miejscu i czasie. Za to pracodawca zobowiązuje się do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem. Przepis zakazuje także zastępowania umowy o pracę umową cywilnoprawną w razie gdy zostaną spełnione przesłanki istnienia stosunku pracy.