Gabon: Pięciu oficerów usiłowało dokonać zamachu stanu

Korzystając z nieobecności w kraju prezydenta Alego Bongo Ondimby, wojskowi wezwali do odbudowania demokracji.

Aktualizacja: 08.01.2019 04:40 Publikacja: 07.01.2019 17:34

Trzech z pięciu puczystów w studiu radiowym. Siedzi porucznik Kelly Ondo Obiang

Trzech z pięciu puczystów w studiu radiowym. Siedzi porucznik Kelly Ondo Obiang

Foto: AFP

"Całkowita niespodzianka" – napisał jeden z dziennikarzy z gabońskiej stolicy Libreville, obudzony nad ranem nadawanym przez radio komunikatem puczystów. Mimo że Gabon jest jednym z najbogatszych w zasoby krajów Afryki, ale z najmniejszymi dochodami mieszkańców, nikt nie spodziewał się jakichś politycznych perturbacji.

Nie mniej niż pięciu oficerów w imieniu nikomu nieznanego Młodzieżowego Ruchu Patriotycznego Sił Zbrojnych i Bezpieczeństwa wezwało młodzież do zbrojenia się i wyjścia na ulicę, by „wziąć los w swoje ręce". Rzeczywiście, posłuchało ich około 300 osób, które na ulicach stolicy policja musiała rano rozpędzać gazem łzawiącym. Jak się wydaje, manifestanci nie byli uzbrojeni.

Czterech z pięciu puczystów aresztowano w gmachu radia, z którego nadawali wezwanie do powstania. Piąty, ich dowódca porucznik Kelly Ondo Obiang, zdążył stamtąd uciec, przebrawszy się podobno za technika radiowego.

Najbardziej skonsternowani próbą zamachu stanu byli sami dowódcy armii, gdyż nie znali porucznika. W końcu się okazało, że – choć spadochroniarz – był jedynie zastępcą dowódcy kompanii honorowej Gwardii Prezydenckiej, która służy tylko do paradowania na defiladach.

– Grupa dowcipnisiów – powiedział o zamachowcach rzecznik rządu Guy-Bertrand Mapangou.

Puczyści wyrażali „narastające wątpliwości co do zdolności prezydenta dalszego ponoszenia odpowiedzialności za swój urząd". Według oficjalnej wersji szef państwa miał w październiku zawał w trakcie wizyty w Arabii Saudyjskiej. Od tej pory nie pojawił się w kraju, gdyż stamtąd przewieziono go na leczenie do Maroka. Z kliniki w Rabacie nagrał sylwestrowe pozdrowienia dla Gabończyków. „Prezydent chwilami niezrozumiale mamrotał, prawa ręka była wyraźnie bezwładna, ale ogólnie cieszy się dobrym zdrowiem" – stwierdził jeden z życzliwych mu obserwatorów.

Jeszcze w zeszłym stuleciu nawet krótka nieobecność afrykańskiego prezydenta w kraju mogła się skończyć odsunięciem go od władzy. Przekonał się o tym na przykład prezydent Ghany Kwame Nkrumah, którego wojsko usunęło ze stanowiska w czasie jego wizyty w Chinach w 1966 roku. Ale Afryka bardzo zmieniła się w ciągu pół wieku i Ali Bongo Ondimba pozostał u władzy, mimo że leży w szpitalu z dala od ojczyzny.

Prezydentowi nie zaszkodziła nawet niechęć, jaką żywią do niego Gabończycy. Szef państwa odziedziczył władzę po swoim ojcu (podobne dynastie rządzą w afrykańskim Togu i Demokratycznej Republice Konga). W 2016 roku wygrał drugie już wybory prezydenckie, ale wtedy wybuchły rozruchy przeciw niemu. Co prawda podał, że w całym kraju uzyskał skromne 41,3 proc. głosów, lecz w swoim rodzinnym regionie – 95 proc. (przy frekwencji 99,9 proc.). W trzydniowych demonstracjach zginęło wtedy kilkadziesiąt osób.

Według szacunków międzynarodowych organizacji finansowych około 25–30 proc. mieszkańców żyje poniżej progu ubóstwa, mimo że kraj jest drugim na świecie producentem manganu, posiada też szóste pod względem wielkości w Afryce złoża ropy naftowej.

Ilość wydobytych baryłek ropy przeliczanych na głowę statystycznego mieszkańca jest większa niż w Iranie. Mimo to bezrobocie sięga w kraju 22–27 proc. (a wśród młodzieży szacowane jest na ok. 35 proc.). Nikt jednak dokładnie nie wie ile, władze nie są bowiem w stanie nawet policzyć mieszkańców kraju.

Z kolei francuscy śledczy – od kilku lat prowadzący sprawę przeciw prezydentowi – dokładnie policzyli, że posiada on znaczny majątek osobisty, w tym dziewięć luksusowych nieruchomości w Paryżu i Nicei.

Jednak Ali Bongo Ondimba nic sobie nie robi ze śledztwa. Filarem jego władzy jest armia, której dowódcy wywodzą się z jego rodzinnego regionu. Na wszelki wypadek generałów strzegą jeszcze gabońscy pretorianie, czyli Gwardia Prezydencka, całkowicie oddana prezydentowi. Być może dlatego nie udał się pucz – nikt nie uwierzył, że najwierniejsi mogą się zbuntować.

"Całkowita niespodzianka" – napisał jeden z dziennikarzy z gabońskiej stolicy Libreville, obudzony nad ranem nadawanym przez radio komunikatem puczystów. Mimo że Gabon jest jednym z najbogatszych w zasoby krajów Afryki, ale z najmniejszymi dochodami mieszkańców, nikt nie spodziewał się jakichś politycznych perturbacji.

Nie mniej niż pięciu oficerów w imieniu nikomu nieznanego Młodzieżowego Ruchu Patriotycznego Sił Zbrojnych i Bezpieczeństwa wezwało młodzież do zbrojenia się i wyjścia na ulicę, by „wziąć los w swoje ręce". Rzeczywiście, posłuchało ich około 300 osób, które na ulicach stolicy policja musiała rano rozpędzać gazem łzawiącym. Jak się wydaje, manifestanci nie byli uzbrojeni.

Pozostało 82% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala