"Całkowita niespodzianka" – napisał jeden z dziennikarzy z gabońskiej stolicy Libreville, obudzony nad ranem nadawanym przez radio komunikatem puczystów. Mimo że Gabon jest jednym z najbogatszych w zasoby krajów Afryki, ale z najmniejszymi dochodami mieszkańców, nikt nie spodziewał się jakichś politycznych perturbacji.
Nie mniej niż pięciu oficerów w imieniu nikomu nieznanego Młodzieżowego Ruchu Patriotycznego Sił Zbrojnych i Bezpieczeństwa wezwało młodzież do zbrojenia się i wyjścia na ulicę, by „wziąć los w swoje ręce". Rzeczywiście, posłuchało ich około 300 osób, które na ulicach stolicy policja musiała rano rozpędzać gazem łzawiącym. Jak się wydaje, manifestanci nie byli uzbrojeni.
Czterech z pięciu puczystów aresztowano w gmachu radia, z którego nadawali wezwanie do powstania. Piąty, ich dowódca porucznik Kelly Ondo Obiang, zdążył stamtąd uciec, przebrawszy się podobno za technika radiowego.
Najbardziej skonsternowani próbą zamachu stanu byli sami dowódcy armii, gdyż nie znali porucznika. W końcu się okazało, że – choć spadochroniarz – był jedynie zastępcą dowódcy kompanii honorowej Gwardii Prezydenckiej, która służy tylko do paradowania na defiladach.