Poniżej przedstawiamy pełną treść odezwy:
Trzydzieści lat temu, 24 sierpnia 1989 roku, Sejm powierzył Tadeuszowi Mazowieckiemu misję tworzenia rządu, a 12 września jego rząd uzyskał wotum zaufania. Tadeusz Mazowiecki od podstaw zbudował rząd jako fundament demokratycznej władzy: koalicyjność traktował poważnie, nieskrępowane dyskusje i różnorodność opinii były podstawą podejmowanych przez niego najtrudniejszych decyzji. Był samodzielnym dysponentem władzy państwowej, odpowiedzialnym jedynie przed Sejmem. Odporny na pokusy władzy, z głębokim poczuciem służby, odszedł kilkanaście miesięcy później, gdy uznał, że stracił społeczny mandat. Był przekonany, że twarde zasady moralne i oparte na nich prawo tworzą autorytet demokratycznego państwa – wspólnoty wszystkich obywateli.
Dzisiaj jest ona zagrożona. Od przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość dzieją się w Polsce rzeczy budzące głęboki niepokój. PiS przejęło władzę legalnie. Dostało prawo do rządzenia krajem zgodnie z udzielonym przez wyborców mandatem, wykroczyło jednak poza ten mandat wielokrotnie, nadużywając i łamiąc Konstytucję. By móc zmieniać ustrój państwa, PiS Konstytucję praktycznie zawiesiło.
Od czterech lat państwo prawa, oparte na równorzędności i podziale władz zastępowane jest władzą w rękach Jarosława Kaczyńskiego. Obezwładniane są mechanizmy demokracji, zostają fasady, za którymi kryje się samowola faktycznego dysponenta. Tak się stało z Trybunałem Konstytucyjnym, Krajową Radą Sądownictwa, częścią Sądu Najwyższego, kierownictwami sądów powszechnych, mediami publicznymi, administracją państwa i podległą mu gospodarką. Instytucje te podlegają dziś woli jednego człowieka, woli nie ujętej w regulacje i ograniczenia prawne. Przedstawiciele władzy szukają wybiegów, aby odmówić wykonania prawomocnych wyroków sądów. Nie cofają się przed kłamstwem i oczernianiem przeciwników. Towarzyszy temu propaganda przypominająca najgorsze czasy komunistycznego bezprawia. Polska zamienia się w państwo kierowane „poza wszelkim trybem”.
Ten proces trzeba przerwać póki to możliwe, póki nie dosięgnie on mechanizmu wyborów, także zmieniając je w fikcję. Jeśli to się stanie, stracimy wolnościowy dorobek trzech dekad. Zatoczymy krąg i wrócimy do państwa z kierowniczą rolą jednej partii.
Dla takiej Polski będzie miejsce najwyżej tylko na marginesie Unii Europejskiej. W pierwszych jedenastu latach po akcesji budowaliśmy pozycję w Unii z sukcesem, czego wyrazem stało się kierowanie Parlamentem Europejskim i Radą Europejską przez Polaków, a skutkiem finansowym ogromne środki z unijnego budżetu. Od czterech lat pozycja Polski upada. Nie wolno się na to godzić! Nie ma dla Polski lepszego siedliska niż Unia Europejska. Miejsce, w którym żyjemy nie jest bezpieczne, doświadczamy tego od kilkuset lat. Bagatelizując to, co robi władza, wystawimy na ryzyko nie tylko naszą wolność, ale i niepodległość.