– Znając chroniczny brak konsekwencji rumuńskich polityków, jak również wielość interpretacji Trybunału Konstytucyjnego, nie można przewidzieć dalszego biegu wydarzeń – stwierdził profesor politologii Sergiu Miscoiu.
Kraj sparaliżowały ogromna śnieżyca (zamknięto nawet część szkół) oraz kolejny kryzys rządowy.
Rząd Ludovica Orbana był piątym od czasu wyborów parlamentarnych w 2016 roku. Głosowanie wygrali socjaldemokraci, choć nie uzyskali całkowitej większości i pierwsze cztery ich rządy były koalicyjne. Swoją polityką wywołali kryzys społeczny w kraju, który wylał się w 2017 roku na ulice w wielusettysięcznych manifestacjach przeciw korupcji. W jednej z nich wziął nawet udział prezydent Klaus Iohannis.
Od chwili objęcia władzy przez socjaldemokratów znaleźli się oni też w otwartym konflikcie z Komisją Europejską, próbują złagodzić niedawno wprowadzone w kraju ustawodawstwo antykorupcyjne oraz doprowadzić do amnestii już skazanych (wśród których mają dużo kolegów partyjnych). Sam ich lider Liviu Dragnea trafił w 2019 roku na trzy i pół roku do więzienia za nadużywanie stanowiska służbowego (w owym czasie był przewodniczącym izby niższej parlamentu) oraz defraudacje.
Szybki spadek poparcia społecznego sprawił, że ostatnią nadzieją socjaldemokratów stała się eurodeputowana Viorica Dancila. Stworzyła ona gabinet, który utrzymał się u władzy dwa lata, co w warunkach rumuńskich było świetnym wynikiem. Ale „jej niezaradność doprowadziła w październiku ubiegłego roku do obalenia socjaldemokratycznego rządu" – podsumował Kamil Całus z Ośrodka Studiów Wschodnich.