To może być pierwszy sygnał końca Macronizmu, zapoczątkowanego przez Emmanuela Macrona w 2017 r. ruchu, który miał wyrwać kraj z gospodarczego marazmu i doprowadzić do jego głębokiej przebudowy.
Już w pierwszej turze wyborów lokalnych 15 marca, wyborcy odrzucili przytłaczającą większość kandydatów na merów La Republique en Marche (LREM), ruchu prezydenta. Druga tura, do której przechodzą wszyscy, którzy otrzymali ponad 10 proc. poparcia, rozgrywa się dopiero teraz z uwagi na koronawirusa. Ale dla głowy państwa nie zapowiada się dobrze.
Poprzez swoje centrowe ugrupowanie, Macron liczył, że raz na zawsze skończy z podziałem na socjalistyczną lewicę i gaullistowską prawicę. Ale ta niedziele najpewniej będzie oznaczać odrodzenie obu ugrupowań.
Najbardziej symboliczna jest batalia o Paryż. Tu wielką faworytką jest dotychczasowa burmistrz, socjalistka Anne Hidalgo, którą wspiera mający również wiatr w żagle ruch ekologiczny (EELV). Agnes Buzyn, która na prośbę prezydenta zrezygnowała w środku pandemii z funkcji minister zdrowia aby stanąć do walki o stolicę, zajmuje w sondażach dalekie, trzecie miejsce za byłą minister sprawiedliwości za czasów gaullisty Nicolasa Sarkozy’ego, Rachidą Dati.
Lewica ma też bardzo duże szanse na wygraną w Marsylii. To miasto gdzie m.in. z uwagi na obawy o nadmierną, muzułmańską imigrację, od 25 lat rządzili konserwatywni Republikanie.