Założenia projektu na konferencji prasowej zaprezentował Adrian Zandberg. Podkreślił, że proponowane przepisy są zgodne z rozwiązaniami, nad którymi pracują inne kraje europejskie.
Według projektu, podatek ma objąć platformy cyfrowe, które zarabiają ponad 750 mln euro rocznie - miałyby one płacić siedmioprocentowy podatek od skonsolidowanego przychodu. Zdaniem twórców projektu, budżet zyska na tym ok. 2 mld zł rocznie. -
Chcemy przeznaczyć te pieniądze na specjalny, państwowy fundusz, finansujący badania naukowe i rozwój nowoczesnych technologii w Polsce. Z tych środków można finansować doprowadzenie szerokopasmowego internetu do wszystkich szkół, bibliotek i domów kultury w Polsce - deklarował Zandberg.
Magdalena Biejat zwracała uwagę, że cyfrowi giganci zarabiają miliardy złotych na użytkownikach z Polski. - Źródłem ich zysków jest wiedza o naszych zachowaniach. Nasze dane są sprzedawane za duże pieniądze i służą później m.in. do wyświetlania profilowanych reklam. Platformy są darmowe tylko pozornie: korzystając z nich, każdy z nas regularnie dokłada się do zysków Facebooka, Google’a czy Amazona. Korporacje zarabiają na tym astronomiczne sumy. Często mają większe budżety niż państwa narodowe - zauważyła.
Zdaniem posłów Lewicy w sprawie podatku cyfrowego „stchórzył” rząd Zjednoczonej Prawicy. - Lewica nie boi się pani ambasador USA (Georgette Mosbacher). Polska jest suwerennym krajem i powinna przyjmować rozwiązania korzystne dla naszej gospodarki - mówił Adrian Zandberg.