Konfederacja i pandemia. Dyskretny urok negacji

Niewielka prawicowa partia jako jedyna w Sejmie wie, co myśleć o pandemii. I jak ją politycznie wykorzystać.

Publikacja: 15.11.2020 00:01

Poseł Grzegorz Braun, kolumna Zygmunta i protest przeciw pandemicznym restrykcjom. Warszawa, 10 paźd

Poseł Grzegorz Braun, kolumna Zygmunta i protest przeciw pandemicznym restrykcjom. Warszawa, 10 października 2020 r.

Foto: PAP

Na początku listopada poseł Konfederacji Artur Dziambor poinformował w mediach społecznościowych o zakażeniu koronawirusem. Inni politycy na jego miejscu swoje wpisy kończą rytualnym „dbajmy o siebie, nośmy maseczki", jednak nie Dziambor. W jego poście na Twitterze pobrzmiewał sceptycyzm, wręcz oskarżenie. „Zachorowałem dopiero, gdy zacząłem ładnie się w te wasze DMM (dezynfekcja, dystans, maseczki – red.) bawić" – napisał. „A zachorowałem, gdy akurat zacząłem grzecznie nosić te cholerne maseczki, taka ciekawostka" – sprecyzował.

To charakterystyczne dla jego formacji. Ze sceptycznego podejścia do pandemii, a w szczególności do związanych z nią ograniczeń, zrobiła swój znak rozpoznawczy. I realizuje swoją strategię z zadziwiającą skutecznością.

Decyzyjny chaos

To symptomatyczne, że najmłodsza stażem partia zasiadająca w Sejmie jako jedyna potrafiła wypracować spójne podejście do pandemii. Bo w polityce innych ugrupowań widać głównie częstą zmianę stanowiska pod wpływem chwilowych emocji. Czyli innymi słowy: chaos.

Najlepszym przykładem jest oczywiście rządzące PiS. Premier Mateusz Morawiecki zamyka obecnie kolejne sektory gospodarki i otwiera szpitale tymczasowe, a rządzący przestali już ukrywać, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Jednak jeszcze na początku wakacji stopniowo znosił restrykcje i uspokajał: – Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii i to jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już nie trzeba się go bać.

Te słowa zyskały wyjątkowy rozgłos, jednak łatwo znaleźć można też inne podobne cytaty. Np. równie optymistyczne zapewnienia pobrzmiewały przed wiosennym lockdownem. W lutym ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski zapewniał, że „państwo polskie osiągnęło stan pełnej gotowości", a szef sanepidu Jarosław Pinkas mówił, że „wielu polityków, którzy posługują się koronawirusem jako elementem gry politycznej, powinno sobie włożyć lód do majtek".

Politycy PiS już dwukrotnie uwierzyli we własną propagandę sukcesu, bagatelizując siłę pandemii. Jednak podobne błędy robili politycy największych partii opozycyjnych. Długimi miesiącami punktowali rządzących za błędy w walce z wirusem. Jednak podczas posiedzenia Sejmu w połowie września tłumnie pojawili się w sali obrad bez maseczek i nie zachowując żadnego dystansu, podobnie zresztą jak politycy PiS. Posiedzenie było burzliwe, transmitowane w telewizji i warto było się na nim pokazać, bo Sejm rozpatrywał newralgiczną „piątkę dla zwierząt".

Dwa tygodnie później liczba zakażeń w Polsce eksplodowała. Czy na ryzykowne zachowania Polaków wpływ miały obrazki z Sejmu, z których wynikało, że nie trzeba już się bać? Na to pytanie dziś nie odpowie nikt.

Ewolucja poglądów

Na tym tle Konfederacja zaskakuje wyrachowaniem i precyzją. Choć wcale nie od początku była sceptycznie nastawiona do pandemii. Świadczyć może o tym sejmowa konferencja prasowa Krzysztofa Bosaka z początku marca. Kandydat Konfederacji na prezydenta zaapelował wówczas, by przełożyć majowe wybory. – Byłem pierwszym politykiem, który powiedział publicznie, że nie da się przeprowadzić elekcji i trzeba ją przesunąć – mówi „Plusowi Minusowi" Krzysztof Bosak. – Jako pierwsi wzywaliśmy też do zamknięcia granic, by zatrzymać transmisję wirusa.

W tamtym czasie Konfederacja nie kwestionowała jeszcze obostrzeń, a raczej wiodła prym w ich forsowaniu. Z czasem się to zmieniło. Najpierw z pozycji gospodarczych zaczęła krytykować kolejne tarcze antykryzysowe wpływające do Sejmu, twierdząc, że rząd stosuje nieadekwatne instrumenty pomocowe. – Szybko stało się dla nas jasne, że gospodarka jest zamykana w sposób niekonsekwentny, a działania rządu są bardziej wizerunkowe niż faktyczne – mówi Bosak. – Najbardziej oberwało się drobnym przedsiębiorcom, bo dużych zakładów produkcyjnych nigdy nie zamknięto. Co więcej, temat przestrzegania zaleceń sanitarnych w zakładach przemysłowych nie zaistniał nawet w mediach.

W tle toczyła się już kampania prezydencka, skłaniająca do zaostrzenia retoryki. I rzeczywiście na przełomie marca i kwietnia Konfederacja, dawny orędownik obostrzeń, zaczęła je ostro potępiać. Gdy rząd decydował o kolejnych restrykcjach, w tym o zamknięciu lasów, grzmiała o „metodach charakterystycznych dla państwa policyjnego". Jeden z liderów Konfederacji Janusz Korwin-Mikke zwyzywał nawet polityków PiS od idiotów. – Ludzie w sile wieku są niezagrożeni bardziej niż grypą. Gospodarka ma normalnie pracować, a wy ją mordujecie – mówił z sejmowej mównicy.

Z czasem doszedł do tego coraz mocniej akcentowany sceptycyzm Konfederacji wobec strategii DDM. – Napływające z całego świata dane wskazywały, że jej skuteczność jest mniejsza, niż się wydaje, choć nikt z nas nie sugeruje, że żadna – tłumaczy Krzysztof Bosak.

W efekcie podczas sierpniowego zaprzysiężenia prezydenta Andrzeja Dudy posłowie Konfederacji pojawili się w Sejmie bez maseczek, na co zwróciły uwagę media. Aczkolwiek było w tym trochę przypadku. Kilku posłów klubu przyszło do Sejmu w maskach, jednak nie załapało się na pamiątkowe zdjęcie, zrobione przez kolegów.

Później sprzeciw wobec maseczek stał się bardziej zdecydowany. – Koniec z pajacowaniem, dość tych masek, dość tych ograniczeń – wyliczał pod koniec września poseł Konfederacji Dobromir Sośnierz.

Kulminacja sprzeciwu Konfederacji wobec strategii DDM prawdopodobnie miała miejsce na początku października, gdy w związku z lawinowo rosnącą liczbą zakażeń Prezydium Sejmu zdecydowało o skróceniu posiedzenia, zmniejszeniu liczby posłów w sali plenarnej i wprowadzeniu szczególnego reżimu sanitarnego. Mimo to Krzysztof Bosak pojawił się na mównicy bez maseczki, wdając się w pyskówkę z prowadzącym obrady wicemarszałkiem Ryszardem Terleckim z PiS. Ten drugi wyłączył mu mikrofon i odebrał pół uposażenia na cały miesiąc.

Na zdjęciach zrobionych w podobnym czasie widać, że Bosak zakupy robi jednak w maseczce. Dlaczego nie założył jej w Sejmie? Tłumaczy „Plusowi Minusowi", że po prostu nie było takiego obowiązku. – Naprawdę poważnie traktujemy praworządność. Rzekomy obowiązek noszenia masek był wówczas oparty wyłącznie na uzgodnieniu Prezydium Sejmu. Czy jest jakiś przepis w regulaminie Sejmu albo w ustawie o wykonywaniu mandatu wskazujący, że poseł ma się ubrać tak, jak zdecydują politycy innych partii? Ja go nie znam – wyjaśnia. I dodaje, że gdy kwestia maseczek w Sejmie została uregulowana zarządzeniem marszałka, posłowie jego klubu zaczęli je nosić.

Gra z elektoratem

Takie racjonalizowanie jest typowe dla Konfederacji. Negowanie pandemii albo bagatelizowanie zagrożeń? Zdaniem polityków tej partii – nic z tych rzeczy. Swoje zachowanie uzasadniają zazwyczaj wielowymiarową troską: o swobody obywatelskie, dobro małych firm, stan polskiej gospodarki czy zwykły zdrowy rozsądek.

O polityce wspominają rzadziej, a – zdaniem Łukasza Pawłowskiego z Instytutu Badań Spraw Publicznych – ona jest w tym obecna. Jego zdaniem Konfederacja prowadzi wyrachowaną polityczną grę, pomyślaną na poszerzenie i utwardzenie swojego elektoratu. – Dzięki niej Konfederacji udało się zmienić swój wizerunek. Do wyborów europejskich w 2019 roku była kojarzona głównie z tematami światopoglądowymi czy sprzeciwem wobec roszczeń żydowskich, co później zaczęło się stopniowo zmieniać – mówi Pawłowski. – Dzięki swojemu podejściu do pandemii udało jej się mocniej skupić na kwestiach wolnościowych i gospodarczych.

Jego zdaniem ta strategia jest efektowna, bo obecnie opór wobec rządowych restrykcji rośnie. – Wiosną Polacy byli w głębokim szoku i spodziewali się najgorszego. Zadziałała znana w socjologii zasada „gromadzenia się wokół flagi", a kolejne restrykcje cieszyły się ogromnym poparciem – mówi. – Dziś już tego nie ma. Ludzie coraz bardziej boją się wirusa, ale, jak to zostało powiedziane w „Misiu", nie można „mieszać myślowo dwóch różnych systemów walutowych". Mimo lęku przed zakażeniem wiele osób nie chce restrykcji, obawiając się o swoje biznesy, miejsca pracy i zaciągnięte kredyty. Zmęczenie społeczeństwa widać w badaniach dotyczących oceny prezydenta, premiera czy parlamentu. Te wskaźniki poleciały już na łeb na szyję – dodaje.

Według Pawłowskiego kierowanie przekazu do niezadowolonych popłaca Konfederacji, co widać w wyniku Krzysztofa Bosaka z wyborów prezydenckich, w których uzyskał niemal 7 proc. – Przy takiej bipolaryzacji to bardzo dobry wynik. Szczególnie, że zostawił w tyle takich polityków, jak Władysław Kosiniak-Kamysz czy Robert Biedroń – tłumaczy. – Zanim sprawa aborcji zachwiała notowaniami, Konfederacja, mająca obecnie 11 posłów, ocierała się w sondażach o 10-11 proc. i mogła liczyć na 40–45 mandatów w kolejnym Sejmie – mówi.

Również dr Sergiusz Trzeciak, ekspert w dziedzinie marketingu politycznego i komunikacji strategicznej, politykę Konfederacji ocenia jako przemyślaną. – Podstawowa zasada w marketingu politycznym głosi, że należy się odróżnić, aby nie zginąć w tłumie – komentuje. – A koronawirus to jeden z niewielu obszarów, w którym Konfederacja wyłamuje się z obowiązującej retoryki.

Jego zdaniem ugrupowanie to stara się złowić wyborców antyestablishmentowych i posługujących się hasłami wolnościowymi. W praktyce często są to drobni przedsiębiorcy.

I dodaje, że w miarę gwałtownego przyrostu liczby zakażeń Konfederacja inteligentnie zmieniła retorykę. Nie zaprzecza już pandemii, skupiając się na krytyce obostrzeń. – Miarą skuteczności w polityce są nie tylko notowania wyborcze, ale też możliwość oddziaływania i narzucania swoich tematów. A Konfederacja ewidentnie wpływa na zachowania PiS. Wiele zachowań tej partii było podyktowanych obawami przed Konfederacją. Chodzi nie tylko o sprawy pandemii, ale też aborcji czy „piątki dla zwierząt" – wyjaśnia.

Latarnia dla ministra

W strategii Konfederacji jest jednak coś jeszcze: otwarcie na skrajne środowiska, uważające koronawirusa za spisek polityków, mediów i firm farmaceutycznych. I wcale nie jest to pomijalna grupa elektoratu. Do niewiary w pandemię przyznało się na początku października 17 proc. uczestników badania przeprowadzonego dla serwisu ciekaweliczby.pl na ogólnopolskim panelu badawczym Ariadna.

Bój o pozyskanie tego elektoratu toczy poseł Konfederacji Grzegorz Braun, znany w przeszłości z poparcia dla wprowadzenia w Polsce monarchii, formalnej intronizacji Jezusa Chrystusa na króla Polski czy penalizacji aktów homoseksualnych. Obecnie w obliczu pandemii, której nie uznaje, niemal całkowicie skupił się na jej zaprzeczaniu. Przystąpił do tego stosunkowo wcześnie i z dużą determinacją. Już w maju groził Łukaszowi Szumowskiemu: – Wypuśćcie naród z kwarantanny, czas najwyższy. Jeśli to teraz uczynicie, być może wykręcicie się jakoś sianem, być może nie wszyscy staną przed Trybunałem Stanu, być może pan minister Szumowski nie zostanie powieszony na latarni przy placu Trzech Krzyży przez lud Warszawy – wieszczył.

Braun zasłynął też z udziału w manifestacjach antypandemicznych, najczęściej odbywających się pod hasłem „Zatrzymać Plandemię". Literówka jest celowa, bo zdaniem organizatorów mamy obecnie do czynienia wyłącznie z planowaną pandemią, czyli właśnie plandemią. Jedną z liderów demonstracji jest Justyna Socha, działaczka antyszczepionkowa, związana z ruchem STOP NOP i asystentka społeczna Brauna.

Ostatnio poseł intensywnie promuje też książkę „Fałszywa pandemia", wydaną przez związaną z nim Fundację Osuchowa. W lipcu obdarował nią w Sejmie Jarosława Kaczyńskiego, w październiku próbował wystąpić z nią w TVP Info, lecz zdjęto go z anteny. W publikacji można przeczytać m.in., że Covid-19 odznacza się śmiertelnością, która mieści się w granicach tej notowanej w przypadku sezonowej grypy.

Sergiusz Trzeciak zauważa, że Braun, podobnie jak inni politycy Konfederacji, wyśmienicie radzi sobie w sieci. – Odkąd pojawił się w Polsce internet, to kto szybko stał się jego królem? Janusz Korwin-Mikke. Kto ma najbardziej popularne profile? Politycy Konfederacji – mówi. – Fenomenem mediów społecznościowych jest to, że liczą się tutaj skrajności. Na umiarkowanych nie ma miejsca.

W serwisie YouTube autorski kanał Grzegorza Brauna ma aż 116 tys. subskrypcji, a niektóre jego filmy przyciągają ponaddwukrotnie większą widownię. Nie on jeden kwestionuje w internecie pandemię. Prawdziwym królem w tej dziedzinie jest jawnie popierający Konfederację Marcin Rola prowadzący internetową telewizję wRealu24. Niektóre jego nagrania przyciągają miliony widzów.

Dla podbudowy autorytetu swojej stacji zaprasza do studia osoby znane, choć niekoniecznie z osiągnięć w medycynie czy epidemiologii. W maju jego gościem była piosenkarka Edyta Górniak, która powiedziała, że „jakiś jest cel w tym, żeby ludzi zastraszyć". Jej zdaniem w rzekomej pandemii chodzi przede wszystkim o to, by zmusić ludzi do szczepień, jednak ona „dopóki żyje, nie da się zaszczepić". Przy okazji podzieliła się z widzami swoimi sekretami pozwalającymi żyć w zdrowiu. Okazało się, że jest w stanie to kontrolować za pomocą myśli. – Jak wierzę w to, że jestem zdrowa, to jestem zdrowa, a jak wierzę, że za chwilę umrę na chorobę zakaźną, to wprowadzę taki program do mózgu, że rozprowadzi tę informację po całym organizmie i wywoła komórki rakowe – przekonywała.

Posłowie za kierownicą

Zdaniem posła Koalicji Obywatelskiej Dariusza Jońskiego Konfederacja celowo sprzymierza się z ruchami kwestionującymi pandemię, by dotrzeć do grup elektoratu niepenetrowanych przez żadne inne partie. – Uważam, że teorie głoszone albo tylko popierane przez Konfederację mają niestety wpływ na wzrost liczby zakażeń – mówi. – Najgorsze jest to, że ślepo zapatrzeni są w nich niektórzy młodzi wyborcy.

Na razie Konfederacja nie odpuszcza. 6 listopada wierchuszka tej partii wzięła udział w proteście przeciw wprowadzaniu obostrzeń przed siedzibą PiS przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. Politycy znowu błysnęli finezją. Gdy policja próbowała zatrzymać furgonetki z nagłośnieniem, za kierownicami usiedli posłowie Jakub Kulesza i Grzegorz Braun i korzystając z przysługującego parlamentarzystom przywileju nietykalności, dojechali ze sprzętem na miejsce.

Artur Dziambor na proteście nie był, bo z powodu zakażenia koronawirusem trafił na izolację. Szybko się okazało, że ta instytucja budzi u niego niechęć zbliżoną do noszenia maseczek. Na Twitterze zaczął wyliczać, w jakich dniach on i jego żona będą izolowani i szybko uznał, że nie ma w tym żadnej logiki. „Co za debil wymyślił te kwarantanny?" – pytał.

Na początku listopada poseł Konfederacji Artur Dziambor poinformował w mediach społecznościowych o zakażeniu koronawirusem. Inni politycy na jego miejscu swoje wpisy kończą rytualnym „dbajmy o siebie, nośmy maseczki", jednak nie Dziambor. W jego poście na Twitterze pobrzmiewał sceptycyzm, wręcz oskarżenie. „Zachorowałem dopiero, gdy zacząłem ładnie się w te wasze DMM (dezynfekcja, dystans, maseczki – red.) bawić" – napisał. „A zachorowałem, gdy akurat zacząłem grzecznie nosić te cholerne maseczki, taka ciekawostka" – sprecyzował.

Pozostało 97% artykułu
Polityka
Hołownia po spotkaniach w Ankarze. Polska liczy na wojskową współpracę z Turcją
Polityka
Powódź w Polsce. Bogdan Zdrojewski: W niektórych miejcach zrobiono za mało, w niektórych - za dużo
Polityka
Prokuratura wznawia dochodzenie w sprawie „plecaków Beaty Kempy”
Polityka
Beata Kempa została nowym doradcą prezydenta Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Polityka
Rewolucja informatyczna w Senacie. Będą nowe maszynki dla senatorów