Do stolicy Węgier przybędą 7 listopada szefowie państw i rządów wszystkich państw europejskich (poza Rosją i Białorusią) na spotkanie Europejskiej Wspólnoty Politycznej. Dzień później w tym samym miejscu odbędzie się, już oczywiście w mniejszym gronie, nieformalny szczyt UE.
Niefortunne wydarzenia w Budapeszcie
Unijni dyplomaci nie kryją, że ta koincydencja – europejskie spotkania wysokiego szczebla, w Budapeszcie, dwa dni po wyborach w USA i zwycięstwie Donalda Trumpa – jest niefortunna. To znaczy dobrze, że przywódcy państw UE będą mogli wymienić się poglądami na temat najważniejszego dziś na świecie wydarzenia, o kolosalnych konsekwencjach dla UE. Ale niedobrze, że mistrzem ceremonii będzie Viktor Orbán, który od wielu lat próbuje rozbić unijną jedność.
Czytaj więcej
Europa będzie musiała przemyśleć swoje wsparcie dla Ukrainy, jeśli Donald Trump zostanie wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych - powiedział premier Węgier Viktor Orbán, uważany za najbliższego sojusznika Władimira Putina wśród przywódców Unii Europejskiej. Jego zdaniem Stary Kontynent „nie będzie w stanie sam udźwignąć ciężaru wojny”.
Do tej pory bez sukcesu, mimo że w niektórych stolicach przed dłuższy lub krótszy czas rządzili politycy mu przychylni: w Polsce przez osiem lat PiS, we Włoszech od dwóch lat Giorgia Meloni, w Słowacji od roku Robert Fico. UE zdołała zachować jedność, czy to w czasie trudnych negocjacji w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, czy to w sprawie sankcji wobec Rosji i poparcia dla Ukrainy, czy wreszcie w sporze handlowym (choć tu o zgodę trudniej) z Chinami. Jednak powrót Trumpa do Białego Domu będzie nowym testem dla spójności UE.