Beniamin Netanjahu nie utopi Kamali Harris. Miał złożyć Joe Bidenowi pewną obietnicę

Premier Izraela obiecał Bidenowi, że przed wyborami w USA nie uderzy w irańskie instalacje atomowe i naftowe – ujawnia „Washington Post”.

Publikacja: 15.10.2024 17:07

Beniamin Netanjahu

Beniamin Netanjahu

Foto: PAP/EPA/NEIL HALL/POOL

Biały Dom obawiał się realizacji obu scenariuszy, w szczególności przed 5 listopada. Pierwszy z nich oznaczałby, że w konfrontacji z Teheranem Tel Awiw nie trzyma się już żadnych ograniczeń. W takim układzie można więc łatwo sobie wyobrazić, że wybucha wojna obejmująca cały Bliski Wschód, w którą musiałyby się zaangażować Stany Zjednoczone. To zapewne otworzyłoby drogę do Białego Domu dla Donalda Trumpa, który cały czas powtarza, że pod jego kierunkiem wróci pokój na świecie. Joe Biden publicznie deklarował, że nie poprze izraelskiego ataku na instalacje atomowe. 

Wyrazem wdzięczności dla umiaru Netanjahu miałoby być wysłanie przez Bidena do Izraela baterii obrony przeciw pociskom balistycznym THAAD

Ale także zniszczenie przez lotnictwo lub pociski izraelskie irańskich instalacji naftowych mogłoby mocno ograniczyć szanse na zwycięstwo Kamali Harris. A to dlatego, że wówczas można spodziewać się skokowego wzrostu cen ropy. I bez tego drożyzna jest jednym z głównych powodów, dla których część Amerykanów stawia na Trumpa. 

„Washington Post” powołuje się na dwóch anonimowych przedstawicieli administracji Białego Domu zaangażowanych w rozmowę telefoniczną Beniamina Netanjahu i Joe Bidena w minionym tygodniu. Obaj przywódcy wcześniej przez blisko dwa miesiące ze sobą nie rozmawiali. 

Czytaj więcej

Rozstrzyga się kwestia ataku Izraela na Iran. W środę rozmowa Biden-Netanjahu

Wyrazem uznania dla „umiaru” Netanjahu miała być ogłoszona w niedzielę decyzja Waszyngtonu o wysłaniu do Izraela baterii obrony przed pociskami balistycznymi THAAD wraz z około 100 żołnierzami amerykańskimi. Jest to wyraz solidarności Stanów Zjednoczonych z państwem żydowskim.

Mimo wszystko Netanjahu miał powiedzieć Bidenowi, że Izrael uderzy na Iran przed 5 listopada. Zdaniem premiera nadmierną zwłokę Teheran interpretowałby jako wyraz „słabości” Izraelczyków. Uderzenie miałoby być jednak ograniczone do irańskich instalacji wojskowych. 

W opublikowanej właśnie książce „War” wybitny amerykański dziennikarz Bob Woodward ujawnił fatalne stosunki między Netanjahu i Bidenem. Do tego stopnia, że amerykański prezydent nie wahał się nazywać swojego partnera „sk...synem”. Chodziło o trwającą przeszło od roku brutalną pacyfikację Strefy Gazy. Biały Dom dążył do zawieszenia broni, co znacząco zwiększyłoby szanse Harris na wygraną. Opór szefa izraelskiego rządu był więc interpretowany jako grę na zwycięstwo Trumpa, który w trakcie swojej pierwszej kadencji prowadził bardzo przychylną Izraelowi politykę. 

Jednak „Washington Post” tłumaczy, że w sprawie uderzenia na Hezbollah w Libanie Ameryka popiera Izrael. Biały Dom miałby też przekonywać Netanjahu, że będzie mógł się rozliczyć z Iranem „później”.

Czytaj więcej

USA wysyłają żołnierzy i baterię wyrzutni antyrakietowych do Izraela

Skrajna prawica Izraela uważa, że teraz trzeba zniszczyć irańskie instalacje atomowe. Inaczej będzie za późno

Nie wszyscy w Izraelu się z tym zgadzają. Inaczej sytuację ocenia w szczególności wywodzący się ze skrajnej prawicy minister ds. bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben-Gewir czy były premier Naftali Bennett. Ich zdaniem Iran jest blisko opracowania własnej bomby atomowej. Dlatego Izrael powinien teraz zniszczyć instalacje nuklearne kraju. Wskazują oni także na ryzyko powrotu do negocjacji o wstrzymaniu programu atomowego, jeśli z walki o Biały Dom zwycięsko wyjdzie Harris. Nowy prezydent Iranu Masud Pezeszkijan sygnalizował gotowość wznowienia rokowań w tej sprawie. Część Izraelczyków uważa, że za parawanem porozumienia pokojowego Teheran dokończy budowę arsenału jądrowego, który użyje do starcia z powierzchni Ziemi państwa żydowskiego. 

Iran przeprowadził atak rakietowy na Izrael 1 października. Była to zemsta za bombardowanie przez Tel Awiw pozycji sojusznika Iranu Hezbollahu w Libanie, a w szczególności zabicie przywódcy terrorystycznego ugrupowania Hasana Nasr Allaha. Izrael uniknął jednak poważnych zniszczeń i strat w ludziach po części dzięki udziałowi Stanów Zjednoczonych w obronie kraju. W operację zaangażowana była amerykańska marynarka wojenna stacjonująca we wschodniej części Morza Śródziemnego. 

Biały Dom obawiał się realizacji obu scenariuszy, w szczególności przed 5 listopada. Pierwszy z nich oznaczałby, że w konfrontacji z Teheranem Tel Awiw nie trzyma się już żadnych ograniczeń. W takim układzie można więc łatwo sobie wyobrazić, że wybucha wojna obejmująca cały Bliski Wschód, w którą musiałyby się zaangażować Stany Zjednoczone. To zapewne otworzyłoby drogę do Białego Domu dla Donalda Trumpa, który cały czas powtarza, że pod jego kierunkiem wróci pokój na świecie. Joe Biden publicznie deklarował, że nie poprze izraelskiego ataku na instalacje atomowe. 

Pozostało 86% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala