Andrzej Kohut: Przełomu w czasie debaty Donald Trump–Kamala Harris nie było

– Nie usłyszeliśmy niczego, czego nie wiedzielibyśmy wcześniej – prezydencką debatę Donalda Trumpa i Kamali Harris komentuje Andrzej Kohut, amerykanista i autor książki „Ameryka. Dom podzielony”.

Publikacja: 11.09.2024 16:23

Andrzej Kohut: Przełomu w czasie debaty Donald Trump–Kamala Harris nie było

Foto: AFP

Czy po debacie Kamali Harris z Donaldem Trumpem obudziliśmy się w nowej rzeczywistości? Nastąpił przełom? Wiemy coś nowego?

Przełomu nie było. Każdy z uczestników debaty z powodzeniem może ogłosić zwycięstwo. Nie usłyszeliśmy niczego, czego nie wiedzielibyśmy wcześniej.

Jak wypadli kandydaci?

Kamala Harris była doskonale przygotowana, a jej przekaz zdyscyplinowany. Natomiast Donald Trump częściej był spontaniczny Jednocześnie powtarzał swoje największe hity, a więc hasła, które padają na jego wiecach od lat. W tym sensie debata nie mogła zaskoczyć nikogo, kto uważnie przygląda się amerykańskiej polityce.

Kandydatka demokratów wyciągnęła wnioski z czerwcowej debaty: podzielony ekran nie służył wówczas Joe Bidenowi, który podczas wypowiedzi Donalda Trumpa wydawał się być nieobecny. Kamala Harris reagowała na bieżąco. Bogata mimika okazała się być narzędziem, przy pomocy którego, mając wyłączony mikrofon, komentowała wypowiedzi rywala. Donald Trump natomiast skuteczniej rozpychał się łokciami – ignorował moderatorów, to do niego należało ostatnie słowo.

Czytaj więcej

Pierwszy sondaż po debacie Kamali Harris i Donalda Trumpa. Kto wypadł lepiej?

Do kogo zwracali się uczestnicy prezydenckiej debaty?

Kamala Harris próbuje poszerzyć elektorat, dlatego częściej mówiła o sobie jako o kandydatce wszystkich Amerykanów. Wprost zwracała się do wyborców partii republikańskiej. Odwoływała się przy tym m.in. do dziedzictwa zmarłego w 2018 roku senatora Johna McCaina, który pozostaje bardzo ważna postacią dla republikanów. Mówiła o wartości współpracy i zwróciła uwagę na to, że w partii republikańskiej są politycy, którzy publicznie wyrazili dla niej poparcie.

Donald Trump nie wykonał podobnych gestów. Starał się zmobilizować swój elektorat, ewentualnie nie stracić tych republikańskich wyborców, którym bliżej do centrum, dlatego starał się łagodzić przekaz na temat aborcji i szukał kompromisu.

Języczkiem u wagi była klasa średnia?

Kamala Harris chciała nie tylko odróżnić się od Donalda Trumpa, ale również Joe Bidena, który chwalił się dobrymi wskaźnikami ekonomicznymi, podczas gdy życie przeciętnego amerykańskiego konsumenta wcale nie jest różowe. Kandydatka demokratów przekonywała, że w przeciwieństwie do Donalda Trumpa doskonale to rozumie. Trudne zadanie przed nią, ponieważ jest częścią administracji Bidena, co naturalnie wykorzystują republikanie.

Kandydaci dobrze rozpoznali problemy amerykańskich wyborców?

Dla Amerykanów, którzy pójdą do wyborczych urn, najważniejsza jest gospodarka. W postpandemicznej rzeczywistości mierzą się m.in. ze wzrostem cen podstawowych produktów i rosnącymi kosztami najmu.

Istotny pozostaje problem nielegalnej imigracji, która w ostatnich latach jest rekordowa. To kolejne w tej kampanii wyzwanie dla Kamali Harris jako członkini administracji Joe Bidena.

Wreszcie nie bez znaczenia jest temat aborcji, trudny z kolei dla Donalda Trumpa. Do tej pory chwalił się tym, że to dzięki niemu zmienił się skład Sądu Najwyższego, który mógł uchylić orzeczenie w sprawie Roe vs. Wade z 1973 roku, co oznacza w praktyce, że poszczególne stany mogą zakazywać aborcji. Ale to wcale nie podoba się wszystkim republikanom, na co wskazują badania, do których Trump zresztą się odniósł: część polityków partii republikańskiej, jak i wyborców, popiera dostępność aborcji w określonych przypadkach. Trump musiał więc kluczyć, z jednej strony starając się ich pozyskać, a z drugiej nie stracić tych najbardziej konserwatywnych.

Czytaj więcej

Jacek Nizinkiewicz: Czy Donald Trump oddałby Polskę Władimirowi Putinowi? Co wiemy po debacie

Jakie znaczenie debata Kamala Harris-Donald Trump miała dla mieszkańców Warszawy czy Kijowa? Horyzont kandydatów sięga tak daleko?

Donald Trump mówił w sposób, do którego już zdążyliśmy się przyzwyczaić: jego zdaniem najważniejsze jest to, aby wojna w Ukrainie dobiegła końca jak najszybciej, zapewniał, że wie, jak ten cel osiągnąć, i gdyby tylko mógł porozmawiać z Putinem i Zełenskim – a chwalił się tym, że obaj go szanują – pokój zostałby osiągnięty, zanim on sam zostałby zaprzysiężony. Unikał odpowiedzi na pytanie, które padło wprost, a więc czy popiera zwycięstwo Ukrainy. To symptomatyczne.

Kamala Harris również kontynuowała dobrze znaną narrację: podkreślała konieczność wspierania Ukrainy i znaczenie sojuszy, przypominała o roli, którą odegrała w 2022 roku i wizycie w Polsce. Ostrzegała, że gdyby nie opór, Putin byłby dziś w Kijowie i zagrażał kolejnym celom. Co więcej, odniosła się do Polonii w Pensylwanii, wskazując, że Trump, zajmując niejednoznaczną postawę, zawodzi tych obywateli.

Kolejność poruszanych tematów nie pozostawia złudzeń: sprawy miedzynarodowe znalazły się w drugiej części debaty, bo nie są kluczowe dla amerykańskich wyborców, którzy są siłą rzeczy skoncentrowani na problemach kraju.

Czy po debacie Kamali Harris z Donaldem Trumpem obudziliśmy się w nowej rzeczywistości? Nastąpił przełom? Wiemy coś nowego?

Przełomu nie było. Każdy z uczestników debaty z powodzeniem może ogłosić zwycięstwo. Nie usłyszeliśmy niczego, czego nie wiedzielibyśmy wcześniej.

Pozostało 94% artykułu
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala
Polityka
Obiekt w Polsce na liście "priorytetowych celów” Rosji. "Wzrost ryzyka"
Polityka
W przyśpieszonych wyborach SPD stawia na Olafa Scholza. Przynajmniej na razie
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Sterowana przez Rosję Abchazja walczy o resztki wolności