Sowiński: Rząd Donalda Tuska nad brzegiem Rubikonu

Trudne rzemiosło, jakim jest utrzymanie władzy, nieodłącznie wiąże się z twardą, czasem dość bezwzględną polityczną grą. Nawet jednak na najbardziej ubitym demokratycznym polu istnieje wyraźna granica, za którą determinacja władzy, dla zbyt wielu wyborców, staje się popisem pustej buty i arogancji.

Publikacja: 11.09.2024 04:30

Premier Donald Tusk

Premier Donald Tusk

Foto: PAP/Radek Pietruszka

O tym, jaką cenę płaci się za przekroczenie tego politycznego Rubikonu, od roku przekonują się działacze PiS. Pytanie jednak, czy dziś nad brzeg tej zdradliwej politycznej rzeki swego obozu nie prowadzi także premier Tusk?

Kto nie jest z nami… 

Koniec wakacji to czas, gdy polscy wyborcy kierują jeszcze swój wzrok daleko od polityki. Ku ostatnim chwilom letniej kanikuły, do szkół, do których wracają ich dzieci, do miejsca pracy, które trzeba na nowo polubić. A jednak już pierwsze dni pięknego polskiego słonecznego września przyniosły niepokojące polityczne obrazy, które poruszyć musiały wyobraźnię niejednego z nas.

Wyliczmy. Zdjęcia mocno wychudzonego, skutego kajdankami kapłana, przetrzymywanego w areszcie śledczym od kilku miesięcy, poranny przyjazd służb do domów i siedziby narodowców w związku z niejasną sprawą sprzed sześciu lat, wreszcie dość osobliwa oferta dla grupy sędziów, którzy zdecydowali się na awans zawodowy po roku 2018, by przed powrotem na poprzednie stanowiska złożyli jeszcze publiczny akt żalu. I jeszcze bardziej osobliwe, wątpliwe i mniej chyba przemyślane, wspominanie przez premiera – nawet w dalekim kontekście – Norymbergii.

Czytaj więcej

Przesłuchanie Michała Wosia. Poseł PiS stawił się w prokuraturze

Każda z tych spraw jest inna, każda ma własny kontekst i dynamikę. W tle budzącego dziś niepokój i zasadnicze wątpliwości aresztu śledczego dla księdza Michała są poważne zarzuty dotyczące działania Funduszu Sprawiedliwości. Organizacje radykalne w całym demokratycznym świecie „cieszą się” zapewne jawną i niejawną „opieką” służb. A resort sprawiedliwości i szerzej rząd stoją dziś przed rzeczywistą kwadraturą koła, jaką jest chaos prawny pozostawiony przez poprzedników i prezydenta Dudę z jednej strony i dość radykalne oczekiwania środowisk prawniczych ze strony drugiej. To jasne.

A jednak wszystkie te różne obrazy łączy w jakimś sensie wspólny mianownik. Jest nim dojmujące wrażenie twardego zderzenia się konkretnych obywateli, którzy nie są zapewne ulubieńcami rządzących, z janusowym obliczem nowej władzy. Z jej determinacją, ostentacją, niepokojącą pewnością siebie, a w części tych przypadków zapewne także z polityczną rachubą zamkniętą od wieków w trzech łacińskich słowach: divide et impera.

Topniejący kredyt „świętego spokoju”. Kończy się taryfa ulgowa dla rządu Donalda Tuska

Powie ktoś, że to nic nadzwyczajnego. Metoda rządzenia przez dzielenie jest wszak tak stara jak polityka, a na współczesnym polskim areopagu do perfekcji już dawno doprowadzili ją pospołu Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Podobnie zresztą jak od lat, obaj po mistrzowsku nosić potrafią marsowe maski, nieustępliwych dla wroga, przyjaciół ludu.

A jednak, trzeci już gabinet premiera Tuska zdaje się w tym wymiarze szybko zbliżać do punktu w jakimś sensie zwrotnego, właśnie do brzegu pewnego politycznego Rubikonu. I nie chodzi tu tylko o alarmujące sondaże, jak ostatnie badanie CBOS odnotowujące wyraźny spadek zaufania do rządu. Rzecz bardziej w politycznym momentum.

Czytaj więcej

Sondaż: Rząd Donalda Tuska ma więcej przeciwników niż zwolenników

Każdy bowiem, kto przejmuje władzę po latach politycznych wstrząsów, awantur i niepokojów, wraz z jej ciężarem dostaje też solidny polityczny kredyt „świętego spokoju”. Niewypowiedziane przekonanie mniej zaangażowanego elektoratu, że po męczących rządach „tamtych”, lepszy będzie rząd każdy inny, a po latach wyczerpania polityczną szarpaniną należy się nam wreszcie chwila spokoju i normalności. Stąd w pierwszych miesiącach, a nawet latach, nowa władza liczyć może na pewną taryfę ulgową, a jej pierwsze polityczne grzechy traktowane bywają – czasem życzeniowo – jako pojedyncze epizody.

Kredyt ten – z czego po roku 2015 korzystał skutecznie PiS – działa tym dłużej, im więcej nowa władza przynosi nowych politycznych prezentów. Nie jest jednak ani nieograniczony, ani bezterminowy. A jednym z momentów, który go zamyka, jest właśnie nieprzyjemne poczucie rosnącej grupy wyborców, że nowa władza nie aż tak bardzo różni się w swej metodzie od poprzedników, że stara pokusa politycznej buty nadal krąży po rządowych gabinetach, a polityka znów twardo stuka do drzwi tych, którzy nie bardzo mogą się przed nią bronić. Dziś jeszcze do drzwi przeciwników władzy, ale jutro zastukać może przecież do każdego.

Trudno wrócić z tarczą z tamtego brzegu

PiS zaczął przekraczać ten Rubikon arogancji władzy już w roku 2017, gdy na ulice wyszły dziesiątki tysięcy zwykłych Polaków protestujących przeciw tzw. reformom sądownictwa. Jak blisko jego brzegu, a nawet nurtu jest rządząca dziś koalicja 15 października, pokażą najbliższe tygodnie.

Czytaj więcej

Kim są demonstranci i protestujący

Jedno jednak wydaje się jasne już dziś. Dobrze znający lekcje historii klasycznej premier Tusk, ćwicząc dziś lapidarność swego stylu, powinien pamiętać, że powrót z tarczą zza tej antycznej rzeki jest niemal niemożliwy, a w każdym razie bardzo trudny. Bo raz obudzone przekonanie o arogancji władzy rośnie, krąży i zaczyna żyć własnym życiem, także wśród szerokiego grona tych, którzy jeszcze wczoraj gotowi byli uwierzyć, że teraz musi być już tylko lepiej.

Politycy koalicji powinni też zdawać sobie sprawę, że aby po drugiej stronie tej rwącej politycznej rzeki wygrać wybory prezydenckie, trzeba liczyć na łut szczęścia i splot nieprawdopodobnych okoliczności, jakie towarzyszyły elekcji Andrzeja Dudy w roku 2020. A znacznie bardziej prawdopodobny jest scenariusz jak ten z roku 2015.

Autor jest politologiem, prof. UKSW w Instytucie Nauk o Polityce i Administracji

O tym, jaką cenę płaci się za przekroczenie tego politycznego Rubikonu, od roku przekonują się działacze PiS. Pytanie jednak, czy dziś nad brzeg tej zdradliwej politycznej rzeki swego obozu nie prowadzi także premier Tusk?

Kto nie jest z nami… 

Pozostało 96% artykułu
Polityka
Nieoficjalnie: Karol Nawrocki kandydatem PiS w wyborach. Rzecznik PiS: Decyzja nie zapadła
Polityka
List Mularczyka do Trumpa. Polityk PiS napisał m.in. o reparacjach od Niemiec
Polityka
Zatrzymanie byłego szefa ABW nie tak szybko. Sądowa batalia trwa
Polityka
Sikorski: Zapytałbym Błaszczaka, dlaczego nie znalazł rakiety, która spadła obok mojego domu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Sondaż: Przemysław Czarnek, Karol Nawrocki, Tobiasz Bocheński? Kto ma szansę na najlepszy wynik w wyborach?