Polscy złodzieje mają wpływ na dzisiejsze wybory w Saksonii

Na terenach graniczących z Polską przestępczość i bezpieczeństwo to był główny temat przed niedzielnymi wyborami do parlamentu Saksonii. Polacy kradną tu dużo więcej samochodów niż przed wejściem Polski do strefy Schengen.

Publikacja: 01.09.2024 07:26

Ostritz, saksońskie miasteczko nad Nysa Łużycka, przy granicy z Polską.  Mostek nad graniczną rzeką

Ostritz, saksońskie miasteczko nad Nysa Łużycka, przy granicy z Polską. Mostek nad graniczną rzeką zastawiony od strony niemieckiej głazem, by Polacy nie przepychali przez niego ukradzionych aut

Foto: Fotorzepa, Jerzy Haszczyński

Korespondencja z Görlitz

Dzisiaj, 1 września, wybory do parlamentu we wschodnim landzie Saksonia, a także w sąsiedniej Turyngii. Obserwowane z uwagą przez całe Niemcy. W ostatnich sondażach skrajnie prawicowa AfD uzyskiwała w obu landach około 30-procentowe poparcie.

- Temat polskich złodziei jest nadal bardzo ważny dla wyborców na pograniczu, to wpływa na ich życie. Jeżeli człowiek wstaje rano i pierwsze, co robi, to patrzy na podwórko, czy tam nadal stoi jego samochód, to to niedobrze na niego wpływa. Ale to nie muszą być Polacy, Niemcy też kradną - mówi „Rzeczpospolitej” Thomas Göttsberger, lokalny radny i administrator facebookowej grupy mieszkańców Ostritz, 2,5-tysięcznego saksońskiego miasteczka przy granicy z Polską. Ma ono całkiem spory rynek, ale prawie pusty.

Czytaj więcej

Wybory we wschodnich landach. Dylemat CDU – z faszystami czy ze stalinistami

Pięć lat temu, przed poprzednimi wyborami do landtagu, dzięki inicjatywie Göttsbergera przed mostem dla pieszych i rowerzystów na Nysy Łużyckiej położono głaz.  

Uniemożliwia on polskim złodziejom przepychania przez most ukradzionych aut. Aż dziw, że im się to udawało, jest wąski. - Ostatni był trabant, to cenny w Niemczech samochód – dodaje Göttsberger, który w 2019 roku napisał w grupie społecznościowej, że ten głaz to ledwie kamyczek na drodze walki z przestępczością graniczną. 

W pogranicznej Leubie do kradzieży, nie tylko samochodów, „dochodziło niemal codziennie”

Mostek pozwala Niemcom dotrzeć do stacji kolejowej, po której jeżdżą tylko niemieckie pociągi, na trasie Görlitz - Zittau. Ale jest na terytorium Polski i ma trudno do wymówienia nazwę Krzewina Zgorzelecka. Napisy na stacji są tylko po polsku i angielsku - na przykład „Peron/Platform”. 

Burmistrz Ostritz Stephanie Rikl zapewnia jednak, że niemieckim użytkownikom to nie przeszkadza. - Wiedzą, że stacja jest w Polsce - mówi „Rzeczpospolitej”.

Rozmawiamy trzy dni przed odbywającymi się 1 września wyborami w Saksonii (i sąsiedniej Turyngii). 

Czytaj więcej

Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD

Stephanie Riki uważa, że ludzie głosując biorą tu uwagę przestępczość graniczną i to, jak do tematu bezpieczeństwa podchodzą różne partie. „Bezpieczeństwo” to w kampanii kluczowe hasło nie tylko dla skrajnie prawicowej AfD, ale i rządzącej od lat w Saksonii chadeckiej CDU, a nawet socjaldemokratycznej SPD. 

Na pograniczu łupem złodziei padają nie tylko auta. - Teraz jest spokojniej. Ale kradzieże dotykały tu ludzi, w Leubie [należącej administracyjnie do Ostritz] dochodziło do nich niemal codziennie. To ważny temat, ale nie jedyny. Mówi się też dużo o uchodźcach i o tym, że mało pieniędzy spływa do komunalnej kasy - opowiada Stephanie Rikl, która jest bezpartyjnym samorządowcem. 

„Ekscytująca kwestia”. W radzie miasta Ostritz nie ma nikogo z AfD, ale jedna trzecia mieszkańców głosowała na AfD w czerwcowych wyborach do PE

W radzie miasta nie ma przedstawicieli AfD, choć w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego uzyskała tu jedną trzecią głosów. Jak to możliwe?

- Ekscytujące kwestia. Trudno powiedzieć, kim konkretnie są ci wyborcy. To ludzie niezadowoleni - mówi Rikl.

Nie tylko nie ma tu żadnego radnego z AfD, ale nikt tu nie wyraża na posiedzeniach poglądów tej partii, co pani burmistrz komentuje: „Mamy szczęście”. Czy Ostritz rządzi zatem front Anty-AfD? Stephanie Rikl woli określenie front „bardzo demokratyczny”. Wspiera ją CDU i lokalne stowarzyszenia wyborców.

Z danych policji saksońskiej wynika, że teraz Polacy kradną kilka razy więcej aut, niż kradli przed przystąpieniem Polski do strefy Schengen

Jak to jest z kradzieżami dokonywanymi przez Polaków w Saksonii? Najpierw przeglądam meldunki prasowe na stronie internetowej landowej policji. W ciągu jednego letniego miesiąca jest sześć informacji o ukradzionych samochodach. Trzech złapanych sprawców to Polacy, w czwartym przypadku złodzieja nie zatrzymano, ale ukradzione w Görlitz porsche odnaleziono w polskim Bolesławcu. 

W maju, o czym rozpisywała się nie tylko lokalna prasa, Polacy ścigani przez policję wyrzucili w biegu ze swojego samochodu ukradziony luksusowy motocykl. Nie pomogło im to, przed granicą zostali zatrzymani.

Potem dostaję dane o polskich przestępcach od Kathlen Zink z biura prasowego saksońskiej policji. Wniosek: kradzieży samochodów osobowych i innych pojazdów jest znacznie więcej, niż było przed przystąpieniem Polski do strefy Schengen i zniesieniem kontroli granicznej (ostatnio, dokonywana wyrywkowo, znowu się pojawiła - ze względu na nielegalną migrację). 

Przed wejściem naszego kraju do Schengen, co nastąpiło w grudniu 2007 r., rocznie łapano w Saksonii od 18 do 65 polskich złodziei aut (otrzymałem dane od początku tego stulecia), najwięcej w 2006 roku. W ostatnich latach od 149 do 273. Polacy kradną nie tylko samochody. W zeszłym roku w Saksonii złapano też 681 złodziei sklepowych. 

Polacy przemycają też migrantów. W 2023 roku policja odnotowała 33 przypadki 

Lutz Jankus, jeden z liderów AfD w Görlitz, stolicy powiatu, w granicach którego leży Ostritz, przyznaje w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że temat polskich złodziei samochodów interesuje i wyborców w tym mieście, ale ważniejszy stał się problem przemytu imigrantów przez polską granicę. 

I daje świeży przykład 42-letniej Ukrainki, która mieszkała w Polsce. Saksońskie media nazwały ją „top-przemytniczką”. W połowie sierpnia sąd w Görlitz skazał ją na trzy lata i dwa miesiące więzienia za pomoc w przedostaniu się do Niemiec co najmniej 117 nielegalnych imigrantów. Większość z sześciu transportów odbywała się w warunkach zagrażających życiu przewożonych, byli tak upchnięci, że brakowało im powietrza. Raz w vanie przemycała 26 Syryjczyków - mówił prokurator.

W lutym ten sam sąd zajmował się sprawą Ukraińca, który przemycił w trzech transportach około 60 osób, głównie Syryjczyków. Za każdy z trzech kursów miał dostawać ledwie 1000 euro od nieujawnionego zleceniodawcy. 

Przemytem migrantów zajmują się też Polacy. W 2023 roku było 33 takich prób z udziałem Polaków, a rok wcześniej 15 - wynika z danych saksońskiej policji, która nie podaje, ilu cudzoziemców próbowali przewieźć do Niemiec.

Część migrantów zapewne dostaje się do Saksonii bez pomocy przemytników. - Jak wracam z pracy, to widuję u nas w Ostritz na prowadzącej do mostku na granicy Bahnhofstrasse ludzi, którzy nie są stąd i nie mają europejskiego wyglądu - mówi Thomas Göttsberger.

Tekst powstał dzięki stypendium dziennikarskiemu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej

Korespondencja z Görlitz

Dzisiaj, 1 września, wybory do parlamentu we wschodnim landzie Saksonia, a także w sąsiedniej Turyngii. Obserwowane z uwagą przez całe Niemcy. W ostatnich sondażach skrajnie prawicowa AfD uzyskiwała w obu landach około 30-procentowe poparcie.

Pozostało 96% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala