Sekretarz obrony USA Lloyd Austin obiecał, że w razie ataku Hezbollahu i Iranu na pełną skalę przyjdzie na odsiecz Izraelowi. Od wielu miesięcy Waszyngton odnosi się z rezerwą do polityki pacyfikacji Strefy Gazy Beniamina Netanjahu, ale w ostatecznym rachunku ją wspiera. Dlaczego Ameryka zawsze ratuje państwo żydowskie, czego przecież nie robi wobec choćby Ukrainy?
Relacje między Stanami Zjednoczonymi i Izraelem mają charakter strategiczny od dziesiątek lat, i to niezależnie od tego, czy u władzy w Białym Domu są republikanie, czy też demokraci. Dla Ameryki konieczność obrony państwa żydowskiego jest czymś oczywistym. W przypadku Ukrainy tak nie jest przede wszystkim dlatego, że wróg jest tu inny. To Rosja, która jest zdolna do wywołania jądrowego armagedonu. Ukraina jest oczywiście ważna dla NATO, dla Europy, ale nie ma równie strategicznego znaczenia dla Amerykanów co Izrael.
To efekt wpływów, jakie ma mniejszość żydowska w USA, a może chodzi o samą tożsamość Stanów Zjednoczonych, kraju stworzonego przez protestanckich imigrantów z ambicją bycia „miastem na górze”, potęgą dającą przykład światu? W wiekach średnich europejskie królestwa widziały w podobny sposób potrzebę wyzwolenia Ziemi Świętej z rąk muzułmanów, inicjując wyprawy krzyżowe.
Mniejszość żydowska w Ameryce jest oczywiście bardzo wpływowa, choćby w mediach czy finansach. Wolałbym jednak mówić tu o lobby proizraelskim w Waszyngtonie, które dalece wykracza poza amerykańskich Żydów. Jest ono tak potężne, że Beniamin Netanjahu posunął się do twierdzenia w Kongresie, że to Izrael broni Amerykę przed Iranem, a nie odwrotnie. A nie zrobił tego pierwszy raz. W 2015 roku w tym samym Kongresie Netanjahu otwarcie krytykował ówczesnego przywódcę największej potęgi świata Baracka Obamę. Na początku lat 90. Netanjahu miał tak ostry spór z Billem Clintonem, że ten w końcu zapytał, kto jest tu do cholery superpotęgą: Izrael czy Stany Zjednoczone? Skąd to się bierze? Po części z tego, że grupy ewangelikalne, bardzo przecież liczne w Ameryce, wiążą los kraju i swój własny z losem Izraela. Ale po części to też wynik potęgi strukturalnej lobby proizraelskiego, które było budowane przez wiele dziesięcioleci i zajmuje dziś dominującą pozycję nie tylko w mediach, ale także sztuce czy instytutach badawczych. Przy czym, żeby było jasne: nie sięgam tu do jakichś teorii spiskowych, te grupy presji działają zgodnie z amerykańskim systemem władzy, w sposób otwarty.
Czytaj więcej
Administracja Joe Bidena ostrzega Izrael przed atakiem odwetowym na Bejrut po tym, jak w ataku rakietowym Hezbollahu na okupowane Wzgórza Golan zginęło dwanaścioro dzieci - informuje serwis Axios.
Ameryka nie potrzebuje już jednak ropy z Bliskiego Wschodu, bo dzięki technologii łupkowej sama stała się największym eksporterem tego surowca. Czy pomijając tożsamość Ameryki, Izrael rzeczywiście ma strategiczne znacznie dla USA?
Amerykańscy przywódcy patrzą na to z perspektywy szansy Izraela na przetrwanie, obaw przed ponownym Holokaustem. To jest przede wszystkim trwające od dawna starcie z Iranem o to, czy państwo żydowskie ma prawo do istnienia.
Barack Obama zapowiedział, że jeżeli Baszar Asad użyje broni chemicznej, Ameryka będzie interweniować w Syrii. Gdy jednak w sierpniu 2013 roku dyktator faktycznie się do tego posunął, Waszyngton nie zareagował. Władimir Putin wyciągnął z tego wniosek, że ma wolną rękę, gdy idzie o interwencję w Ukrainie. Gdyby Stany w ogóle opuściły Izrael, może świat by uznał, że USA nie są już superpotęgą?
Jest w tym wiele prawdy. Reżim Iranu, który teraz wpisuje się w blok państw autorytarnych, złożony z Chin, Rosji i Korei Północnej, od dawna chce doprowadzić do wyrzucenia Amerykanów z Bliskiego Wschodu, w szczególności z Iraku i Syrii. Postrzega to jako gwarancję przetrwania. Porzucenie Izraela byłoby więc postrzegane jako zasadnicze osłabienie roli USA jako jedynej superpotęgi, choć nie przekreślenie jej. Interwencja Izraela w Strefie Gazy w ostatnich miesiącach pokazuje jednak, że nawet jeśli Ameryka chce przynajmniej w jakimś stopniu wycofać się z Bliskiego Wschodu, to jest z powrotem wciągana w problemy regionu.