Przy bardzo dużej, jak na wybory do europarlamentu, frekwencji (58,7 proc.) partia Viktora Orbána uzyskała w niedzielę 44,6 proc. głosów. Trzeba cofnąć się do 2004 roku, a więc pierwszych wyborów do Zgromadzenia w Strasburgu, aby znaleźć głosowanie, w którym rządząca krajem partia miała w eurowyborach mniej, niż 50 proc. (wówczas Fidesz zdobył 47,4 proc.).
Czytaj więcej
Péter Magyar dokonał rzeczy niezwykłej. Zupełnie nieznany jeszcze na początku roku polityk doprowadził do tego, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego jego partia, Tisza, uzyskała niemal 30 proc. głosów.
W rozmowie z portalem Index premier Węgier powiedział, że wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego to „wielkie zwycięstwo propokojowe”.
- Z oddanych głosów jasno wynikało, że węgierska opinia publiczna, być może nawet znaczna część lewicy, poparła rząd w jego wysiłkach na rzecz wyciągnięcia Węgier z wojny. W niedzielę rząd uzyskał potwierdzenie, którego potrzebował, by opowiedzieć się za pokojem — powiedział Viktor Orbán.
Przed wyborami szef węgierskiego rządu podkreślał, że stawką jest pokój w Europie.