O ile trudno przewidzieć wyniki wyborów samorządowych, o tyle łatwo odgadnąć ich frekwencję i stwierdzić, że prawdopodobnie będzie niższa niż ta z 15 października. Dlaczego? Bo zazwyczaj zainteresowanie tym typem elekcji jest mniejsze niż walką o Sejm i Senat. Piszę „zazwyczaj”, bo zdarzały się takie okresy, gdy w zbliżonym czasie to jednak wybory samorządowe cieszyły się większą atencją niż parlamentarne. Tak było na przykład przed prawie dwiema dekadami – w boju o Sejm i Senat wzięło udział w 2005 roku tylko 40,5 proc. uprawnionych do głosowania, podczas gdy walka o mandaty radnych różnych szczebli cieszyła się w 2006 roku zainteresowaniem prawie 46 proc. obywateli (choć trzeba pamiętać, że już rok później PiS musiało oddać władzę w całym kraju przy frekwencji w elekcji parlamentarnej sięgającej prawie 54 proc.). Jednak w ciągu ostatnich 35 lat frekwencja w wyborach parlamentarnych (średnio 53 proc.) była znacząco wyższa niż w samorządowych (średnio nieco ponad 45 proc.). Dlaczego tak się dzieje? Sądzę, że są dwa wytłumaczenia.
Kluczem jest sposób głosowania
Po pierwsze, ludzie uważają, słusznie zresztą i wbrew opinii wszelkiego rodzaju „fachowców”, że ważniejsze dla ich życia jest to, kto będzie zasiadał na Wiejskiej w Warszawie, a nie w urzędzie gminy w ich miejscowości. Nad takim myśleniem załamywać będą ręce zawodowi mądrale, ale obywatele doskonale czują, że większy wpływ na ich egzystencję mają decyzje podejmowane na szczeblu centralnym niż regionalnym czy lokalnym.
Owszem, stan chodników, godziny pracy aquaparku czy jakość ulicznego oświetlenia są ważne, ale o wiele istotniejsze jest to, czy aborcja jest zakazana, Polska jest członkiem UE, na jej terytorium stacjonują wojska amerykańskie, sklepy są otwarte w niedziele, co znajduje się w podręcznikach, z których uczą się ich dzieci, czy w szkołach jest nauczana religia, co można oglądać w telewizji, jaki jest stan praworządności w kraju itp. A wszystko to zależne jest nie od tego, kto jest wójtem czy burmistrzem w ich gminie, ale kto ma większość w Sejmie i Senacie. Dlatego słusznie większą wagę przywiązują do wyborów parlamentarnych, a nie samorządowych.
Wybory do samorządów są bardziej skomplikowane niż elekcja do Sejmu i Senatu. I ma to ogromny wpływ na frekwencję.
Jest i drugi powód tego, że ten pierwszy typ elekcji cieszy się większą popularnością – to prostota, zwłaszcza wobec wyboru, który czeka nas już za parę dni. W najbliższą niedzielę większość z nas otrzyma cztery karty do głosowania – na wójta, burmistrza czy prezydenta, do rady gminy, rady powiatu oraz do sejmiku wojewódzkiego. To o wiele bardziej skomplikowane niż elekcja do Sejmu i Senatu (o prezydenckiej – na razie – nie mówiąc). Dlatego właśnie część ludzi zostaje w domach – bo wstydzi się swej niewiedzy i braku kompetencji społecznych.