Ponad 2 tys. zł – nawet tyle miałyby wynosić mandaty dla kierujących, poruszających się ze słuchawkami na uszach. Tak wynika z propozycji, która trafiła do Sejmu i Senatu w formie petycji. I w obu izbach parlamentu komisje ds. petycji postanowiły zacząć nad nią prace.
Autorem petycji jest osoba, która nie zgodziła się na ujawnienie swoich danych. Jej zdaniem wysokość mandatu powinna być uzależniona od rodzaju pojazdu; najniższa w przypadku poruszanych siłą mięśni, a najwyższa, jeśli chodzi o ciężarówki i pojazdy do transportu ponad czterech osób. „Wielokrotnie i regularnie spotykam się z sytuacjami, kiedy kierujący, słuchając głośnej muzyki, nie reaguje na sygnały ostrzegawcze pochodzące z jego otoczenia od innego uczestnika ruchu, który nie znajduje się w polu jego widzenia. Powoduje to brak reakcji na sygnały ostrzegawcze” – uzasadnia autor petycji, dyskusja zaś o tym, czy słuchawki powinny być dozwolone u kierujących, trwa od lat.
Czytaj więcej
O 290 tys. mandatów mniej wystawili w ubiegłym roku policjanci. I nie dlatego, że kierowcy aż tak się poprawili. Główny powód to wakaty i skromniejsze patrole na drogach.
Zakaz prowadzenia samochodu w słuchawkach? Rząd jest sceptyczny
Np. w 2017 poseł PiS Artur Szałabawka postulował wprowadzenie zakazu słuchania muzyki w czasie jazdy, ale tylko w przypadku rowerzystów i rolkarzy. Sceptyczny w tej sprawie był rząd i również teraz nie wyraża entuzjazmu wobec postulatu z petycji.
Przed dwoma tygodniami podczas posiedzenia sejmowej Komisji do spraw Petycji przedstawiciel Ministerstwo Infrastruktury mówił, że „sam fakt używania słuchawek nie przesądza o tym, że kierujący pojazdem stanowi zagrożenie na drodze, bo równie dobrze radio, które będzie zagłuszało kierującego pojazdem, będzie stanowiło takie zagrożenie”. Z kolei w sierpniu ubiegłego w Senacie urzędniczka z tego samego resortu wyjaśniała, że już teraz kodeks wykroczeń zobowiązuje do zachowania szczególnej ostrożności na drodze, co oznacza, że można dostać mandat za słuchawki.