Do wyborów prezydenckich w Rosji pozostało niewiele czasu (odbędą się 15–17 marca). Poza Władimirem Putinem na karcie do głosowania znajdzie się kilku liderów prokremlowskich partii. Wynik „wyborów” jest przewidywalny, a jedyną zagadką pozostaje to, czy CKW zarejestruje w najbliższych dniach kandydaturę Borysa Nadieżdina, który jako jedyny krytykuje prowadzoną przez Putina wojnę. Zebrał ponad 200 tys. podpisów (niezbędnych było 100 tys.), a do utworzonych przez jego sztab lokali ustawiały się gigantyczne kolejki w Moskwie, Petersburgu i innych rosyjskich miastach.
Jego zwolennicy (przeważnie młodzi ludzie), wypowiadając się dla niezależnych (zakazanych w Rosji) mediów, tłumaczyli, że są „zmęczeni wojną”. Swój podpis w Moskwie złożyła nawet Julia Nawalna, której zdjęcie w jednym z lokali Nadieżdina opublikowali koledzy więzionego opozycjonisty. Nawalny z więzienia zaapelował do Rosjan, by udali się na wybory 17 marca po południu, tworząc tym samym tłumy pod lokalami. Tak było na Białorusi w sierpniu 2020 roku, co później przerodziło się w wielotysięczne protesty. Popierający Nadieżdina nie ukrywają, że chcą, by to powtórzyło się w Rosji.
Czytaj więcej
Obiecuje zakończyć wojnę. Jedni pokładają w nim nadzieję, ale drudzy uważają, że gra po myśli Kremla.
Nadieżdina popierają młodzi ludzie
– Dzisiaj władze są gotowe do stłumienia takich protestów nawet za pomocą karabinów – mówi „Rzeczpospolitej” Leonid Gozman, przebywający obecnie w Niemczech rosyjski opozycjonista i politolog.
Nadieżdina poparła część rosyjskiej emigracji politycznej, w tym mieszkający w Londynie były więzień polityczny i wieloletni krytyk Kremla Michaił Chodorkowski i przebywający w Izraelu znany opozycjonista i youtuber Maksim Kac, niegdyś mistrz pokera w Rosji.