– Jaki jest twój ulubiony ser? Jak lubisz spędzać wolny czas? – Legenda głosi, że na każde pytanie Beniamin Netanjahu zawsze odpowiada jednym słowem: Iran. Groźba zniszczenia Izraela przez kraj ajatollahów, wręcz drugiego Holokaustu, od zawsze była jego obsesją. I temu podporządkował całą swoją działalność polityczną.
Tyle że uderzenie Hamasu, terrorystycznej organizacji wspieranej przez Teheran, pokazuje, że ta strategia była błędna. W 2005 roku Netanjahu odszedł z rządu (był ministrem finansów) na znak protestu przeciwko decyzji premiera Ariela Szarona o wycofaniu się Izraela ze Strefy Gazy. Uważał, że pomniejszenie terytorium kraju jest nie do zaakceptowania.
Czytaj więcej
Rzekomi bojownicy z Hamasu okazali się barbarzyńcami, bo tylko tak wypada nazwać terrorystyczne ataki na bezbronną, cywilną ludność, porwania i gwałty.
Jednak od tego momentu za każdym razem, gdy wracał, aby przejmować ster rządu, Netanjahu lekceważył problem Gazy. Jego polityka ograniczała się do utrzymywaniu blokady zamieszkałego przez dwa miliony Palestyńczyków terytorium. Nigdy nie mówił, jak miałaby wyglądać przyszłość tego skrawka ziemi.
Jego priorytetem była kolonizacja Zachodniego Brzegu. Tu stacjonują aż 23 dywizje izraelskiej armii, w znacznej części po to, aby chronić żydowskich osadników. Jednak z tego powodu część kraju, która znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Strefy Gazy, pozostała w znacznym stopniu odsłonięta. To właśnie spowodowało, że palestyńscy terroryści tak łatwo przedostali się przez granicę i tak długo mogli zabijać zamieszkałych po drugiej stronie Izraelczyków.