– Jestem w Sejmie od 1993 roku i doskonale pamiętam, jak długie debaty towarzyszyły uchwalaniu ważnych ustaw. Posłowie musieli się specjalizować w poszczególnych dziedzinach, ale to już przeszłość, bo debaty zamieniono na krótkie oświadczenia w imieniu klubów – mówi wiceszef klubu Koalicji Polskiej Marek Sawicki. – Parlament nie nadaje już kształtu polskiej polityce i stał się słabym narzędziem kontroli rządu – dodaje. W ten sposób komentuje fatalne statystyki właśnie kończącej się kadencji Sejmu.
Wybory zaplanowano na 15 października, a marszałek Elżbieta Witek może jeszcze zwołać jakieś posiedzenie, ale nie zmieni to już tego, że obecny Sejm pracował najmniej intensywnie ze wszystkich po 1991 roku. Odbyło się tylko 81 posiedzeń, choć w przeszłości standardem była liczba przekraczająca 100 na kadencję. Jeszcze nigdy nie było tak mało obrad komisji, których liczba po raz pierwszy spadła poniżej 5 tys., zaś liczba 37 tys. wystąpień posłów z mównicy jest najniższa w XXI w.
Czytaj więcej
Mocno spadła liczba posiedzeń, wystąpień posłów i obrad komisji. Zdaniem PiS jest to wynik optymalizacji pracy. Według opozycji – lekceważenia parlamentu.
Są takie dziedziny, w których posłowie biją pozytywne rekordy. W tej kadencji wysłali 44 tys. interpelacji, najwięcej w historii. Wygląda to jednak raczej na próbę zrekompensowania sobie braku aktywności na sali obrad.
Miej posiedzeń Sejmu: To dobrze czy źle?
Marek Ast z PiS, szef sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, jako przyczynę niższych statystyk wskazuje pandemię Covid-19, jednak zaznacza, że nie należy oceniać ich negatywnie. – Jeśli zmniejszyła się liczba uchwalonych ustaw, to z punktu widzenia porządku prawnego jest to doby sygnał – mówi.