Wielkie rozszerzenie BRICS. Nie wszyscy go chcą

Chiny chciałyby przekształcić grupę, którą tworzą z Rosją, Indiami, Brazylią i RPA, w wielki blok rywalizujący z grupą zachodnich państw G7. Nie wszystkim członkom BRICS się to podoba.

Aktualizacja: 22.08.2023 06:27 Publikacja: 22.08.2023 03:00

Sandton Convention Centre w Johannesburgu – miejsce spotkania

Sandton Convention Centre w Johannesburgu – miejsce spotkania

Foto: GIANLUIGI GUERCIA/AFP

Od wtorku w południowoafrykańskim Johannesburgu odbywa się trzydniowy szczyt przywódców BRICS (skrót od pierwszych liter angielskiej wersji nazw: Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA), na który zaproszono też wielu innych prezydentów i premierów – pada nawet liczba 67. Część z nich ma reprezentować państwa, które niedługo mogą dołączyć do BRICS, co wymusi zmianę jego nazwy, na przykład wydłużenie.

Głównymi bohaterami szczytu są przywódcy organizacji w obecnym kształcie – gospodarz, prezydent RPA, Cyril Ramaphosa, przywódca Chin Xi Jinping, premier Indii Narendra Modi, oraz prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva. Dla nich będzie to pierwsze od 2019 r. osobiste spotkanie na szczycie, potem z powodu covidu skazani byli na zdalne.

Czytaj więcej

Putin nie pojedzie na szczyt BRICS do RPA. Wiadomo, kto go zastąpi

Władimirowi Putinowi musi wystarczyć wersja zdalna, nie przyjedzie do RPA z obawy przed aresztowaniem na wniosek Międzynarodowego Trybunału Karnego pod zarzutem zbrodni wojennych na Ukrainie. Do tego upokorzenia przywódca rosyjski musi dołożyć następne: tuż przed johannesburskim spotkaniem rozbiła się sonda Łuna 25, która miała dowieść, że to Rosja przoduje w podboju kosmosu.

Czym jest BRICS? Kształtuje się od kilkunastu lat

BRICS, początkowo pod wymyśloną przez ekonomistę banku Goldman Sachs nazwą BRIC (jeszcze bez RPA), kształtuje się już kilkanaście lat, stając się czołową organizacją państw nazywanych rozwijającymi się, a ostatnio częściej Globalnym Południem. A dla Chin, wraz z Rosją, blokiem państw niezadowolonych ze światowego przywództwa USA i szerzej Zachodu, utożsamianego z grupą G7 (USA, Kanada, Japonia, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Włochy). Niezadowolenie przejawia się też w niechęci do dolara. Stąd pomysły rozliczania się nie w amerykańskiej w walucie albo utworzenia nowej.

Waga ekonomiczna państw BRICS w porównaniu z wagą G7 wciąż rośnie – kilkanaście lat temu PKB tej pierwszej piątki stanowiło poniżej połowy PKB zachodniej siódemki. Teraz już 70 proc. Ale dla Pekinu to mało. Przyjęcie nowych członków pozwoliłoby w wyprzedzić G7. To w kategoriach ekonomicznych, bo jeżeli chodzi o liczbę ludności, to BRICS bez poszerzenia od dawna jest potęgą – 3,2 miliarda mieszkańców (podczas gdy G7 mniej niż 800 milionów). A gdyby przyjęto do niego wszystkich chętnych, to mogłoby liczyć niemal 5 miliardów.

Czytaj więcej

Nieoficjalnie: Władimir Putin rozważa pojawienie się osobiście na szczycie G20

Kandydatów do BRICS jest kilkunastu

Ilu jest tych chętnych? Wersje są różne i różne są formy wyrażanej chęci.

Prestiżowy brytyjski tygodnik „The Economist” w ostatnim numerze doliczył się 18 takich krajów, nazywając je „potencjalnymi kandydatami”. Znacznie wyższe liczby podają media w przewodzącej w tym roku w BRICS – Republice Południowej Afryki. One wymieniają aż 23 państwa, które już złożyły wniosek o przyjęcie, a do tego jeszcze kilkanaście innych „zainteresowanych” przyłączeniem się.

Większość z 18 krajów wymienionych przez „The Economist” jest na południowoafrykańskiej liście tych, które złożyły wniosek. Brytyjski tygodnik wspomina jednak o Meksyku i Demokratycznej Republice Konga, które – zdaniem mediów z RPA – wniosku nie złożyły, ale są zainteresowane.

O jakich 23 krajach mowa? Według źródeł południowoafrykańskich jest to pięć państw Ameryki Łacińskiej (Boliwia, Argentyna, Wenezuela, Kuba, Honduras), trzy Afryki subsaharyjskiej (Senegal, Nigeria, Etiopia), osiem arabskich (Maroko, Algieria, Egipt, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn, Kuwejt, a także Palestyna – uznawana przez wszystkie państwa BRICS, ale przez żadne z G7), sześć azjatyckich (Iran, Kazachstan, Bangladesz, Tajlandia, Wietnam, Indonezja) oraz Białoruś.

To bardzo różnorodne towarzystwo. Państwa biedne i bogate, bardzo ludne (Indonezja, Bangladesz, Nigeria, Wietnam) i o niewielkiej liczbie ludności (Bahrajn, Kuwejt, Honduras). Sporo z nich to regionalni liderzy. Niektórzy stronią od jednoznacznie amerykańskiej polityki (Maroko, Senegal, Nigeria, Indonezja, Wietnam), a niektórzy sprytnie balansują między Zachodem a Chinami i Rosją (zwłaszcza monarchie z Półwyspu Arabskiego). Są wśród nich także bliscy sojusznicy Rosji i Chin, izolowani przez Zachód, zwłaszcza Białoruś i Iran, co ważne szczególnie w kontekście wojny w Ukrainie.

Nie wszyscy są za megarozszerzeniem BRICS

Jak mogłaby brzmieć nazwa poszerzonej grupy? Jeżeli zachowano by dotychczasową zasadę – pierwsza litera kraju w wersji angielskiej – to do BRICS trzeba by dodać na przykład BAVCHSMANESUBKIPKEBBTIV. I to na początek, po przyjęciu 23, które już złożyły wniosek.

Stosunek do megarozszerzenia dzieli jednak BRICS. Czołowy portal południowoafrykański Daily Maverick dowiedział się z „oficjalnych źródeł” we władzach swojego kraju, że po jednej stronie są Chiny wspierane przez również autokratyczną Rosję. Po drugiej – demokratyczne Indie i Brazylia. RPA balansuje.

Przed johannesburskim szczytem rozegrała się „walka między Nowym Delhi a Pekinem” w sprawie rozszerzenia – podkreślił prestiżowy brytyjski dziennik „Financial Times”.

Dla Indii BRICS staje się „grząskim gruntem”, napisał czołowy indyjski dziennikarz ekonomiczny T. N. Ninan. Jego zdaniem ma być narzędziem chińskiego nacisku na Amerykę i alternatywą dla Zachodu. A to nie jest w interesie Indii. Na dodatek trudno sobie wyobrazić, dodał Ninan, by pomysły nowej bricsowej waluty czy wzmocnienia chińskiego juana podobały się Indiom. To wszystko służy przede wszystkim Pekinowi.

Jeżeli premier Modi zgodziłyby się na rozszerzenie, to na pewno nie o państwa antyzachodnie. Prezydent Lula wspominał o możliwości przyjęcia sąsiadów Brazylii – Argentyny i Wenezueli, a także głównych arabskich graczy – Arabii Saudyjskiej i ZEA.

RPA, która już od kilku lat mówi o rozszerzeniu, też zapewnia, że nie chce, by wyglądało ono jak posunięcie antyzachodnie. Jednak zaprosiła na szczyt Ebrahima Raisiego, prezydenta Iranu, dostarczającego Rosji broń do walki z Ukrainą. Szefowa dyplomacji RPA Naledi Pandor tłumaczyła, że to tylko wygląda na prorosyjskie i antyzachodnie, ale wcale takie nie jest.

Od wtorku w południowoafrykańskim Johannesburgu odbywa się trzydniowy szczyt przywódców BRICS (skrót od pierwszych liter angielskiej wersji nazw: Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA), na który zaproszono też wielu innych prezydentów i premierów – pada nawet liczba 67. Część z nich ma reprezentować państwa, które niedługo mogą dołączyć do BRICS, co wymusi zmianę jego nazwy, na przykład wydłużenie.

Głównymi bohaterami szczytu są przywódcy organizacji w obecnym kształcie – gospodarz, prezydent RPA, Cyril Ramaphosa, przywódca Chin Xi Jinping, premier Indii Narendra Modi, oraz prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva. Dla nich będzie to pierwsze od 2019 r. osobiste spotkanie na szczycie, potem z powodu covidu skazani byli na zdalne.

Pozostało 89% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala