Wielkie defilady wojskowe organizują państwa, które chcą przestraszyć potencjalnego przeciwnika: komunistyczne Korea i Chiny, Rosja czy Iran. Armię pokazują też na defiladach Francuzi i Brytyjczycy. Od lat robi tak też Polska. Celem tych wszystkich państw jest pokazanie siły i nowoczesności armii.
W przypadku państw demokratycznych chodzi też o to, aby wskazać na co idą pieniądze podatników. I tak pewnie też myślał polski rząd, mając w pamięci niejasności wokół zakupów uzbrojenia, brak transparentności i wyjaśnienia dlaczego akurat ta, a nie inna broń jest niezbędna. Polski rząd w przeciwieństwie do innych nie dzieli się opiniami czy analizami o tym, co decyduje o wyborze danego produktu. Dlatego – opozycja słusznie wytyka mu dowolność w podejmowaniu decyzji, albo wręcz chaos zakupowy.
Czytaj więcej
Dwa tysiące żołnierzy i 200 jednostek polskiego i zagranicznego sprzętu wojskowego oraz 92 statki powietrzne wzięło udział w defiladzie wojskowej na ulicach Warszawy w dniu Święta Wojska Polskiego.
Jakie uzbrojenie pokazano w Warszawie
W Warszawie rząd PiS starał się pokazać sprzęt nowoczesny – kupiony w ostatnich latach m.in. czołgi Abrams, K2, koreańskie haubice samobieżne K9, samoloty pozyskane od azjatyckiego partnera FA – 50, czy amerykańskie zestawy obrony powietrznej Patriot. Pokazano nawet nowe bojowe wozy piechoty Borsuk, które dopiero będą wchodziły na wyposażenie armii.
Czytaj więcej
Abramsy, himarsy i patrioty na ulicach Warszawy pokazały, że jesteśmy „silni, zwarci i gotowi” – i to dobrze, biorąc pod uwagę sytuację geopolityczną, w jakiej się znaleźliśmy. Ale budując silną armię, PiS musi pamiętać, że buduje ją dla Polski, a nie dla siebie.