Alberto Nunez Feijoo, przywódca konserwatywnej Partii Ludowej (PP), może stawać na głowie, a nie zdobędzie zaufania partii regionalnych królestwa. W tym tygodniu lider skrajnie prawicowego ugrupowania Vox Santiago Abascal ogłosił, że nie będzie domagał się wprowadzenia swoich ludzi do rządu w zamian za poparcie PP w parlamencie.
– To stwarza zupełnie nową sytuację – uznał Feijoo, nawiązując do strachu w Hiszpanii przed powrotem do władzy skrajnej prawicy blisko 40 lat po śmierci Franco.
Czytaj więcej
Socjaliści pod wodzą Pedra Sáncheza z szansami na utrzymanie władzy.
Jednak Nacjonalistyczna Partia Basków (NPB), której pięciu deputowanych zapewniło większość prawicy, natychmiast uznała, że żadne układy z ludowcami nie wchodzą w grę. W Vitorii, stolicy Kraju Basków, dobrze pamiętają, jak dyktator, którego spadkobiercą jest Vox, niszczył wszelkie przejawy kultury baskijskiej. I nie chcą z tym ugrupowaniem współpracować nawet na poziomie samego parlamentu. W ten sposób tandem PP-Vox, który w wyborach 23 lipca zdobył 169 mandatów, nie ma jak zebrać brakujących siedmiu głosów potrzebnych do rządzenia.
Carles Puigdemont stawia warunki z Domu Republiki
To pozostawia inicjatywę dotychczasowemu premierowi, liderowi socjalistycznej PSOE Pedro Sanchezowi. Co prawda razem z nową partią radykalnej lewicy Sumar uzbierał on mniej (152) deputowanych niż prawica, ale zdolność koalicyjną ma znacznie większą. To bowiem hiszpańska lewica stała za głęboką decentralizacją kraju po śmierci Franco w 1975 roku. Wiadomo już więc, że NPB, ale także inne ugrupowanie baskijskie, lewicowy Bildu (ma korzenie w terrorystycznej organizacji ETA) oddadzą do dyspozycji Sancheza swoich 11 deputowanych.