Ta decyzja ogłoszona w piątek ma kilka aspektów. Niektóre bardziej taktyczne, inne - strategiczne. Oto pięć tych warstw.
1. Liczy się timing. Tusk ogłosił decyzję w sprawie Nitrasa w piątek, tuż przed weekendem a po udanym dla PiS głosowaniu w sprawie zmian w kodeksie wyborczym. Dla PiS kodeks wyborczy to jeden z najważniejszych projektów pod koniec kadencji Sejmu. I w naturalny sposób w weekendem media będą analizować konsekwencje przyjętego projektu. Pojawienie się nazwiska Sławomira Nitrasa ma z punktu widzenia medialnej taktyki sens. PO nie zaszkodzi też dodatkowa polaryzacja, którą wywołuje Nitras - bo już teraz PiS bierze go na swój celownik. A pełna polaryzacja PO-PiS to jeden z celów Tuska w tej kampanii.
Czytaj więcej
- Naszą odpowiedzią na zagrożenie manipulacjami i fałszerstwami wyborczymi jest przygotowanie wielkiej obywatelskiej społecznej akcji, której celem będzie skuteczne przypilnowanie wyborów - oświadczył lider PO Donald Tusk po przyjęciu przez Sejm zmian w Kodeksie wyborczym.
2. Ruch do przodu. Po głosowaniu w sprawie Sądu Najwyższego atmosfera w sejmowej opozycji stała się trudna. O jakiekolwiek nowe fakty polityczne również trudno. Na horyzoncie nie ma ani ogłoszenia Paktu Senackiego ani tym bardziej jakiejkolwiek konsolidacji opozycji. Decyzja Tuska o delegowaniu Nitrasa to w zasadzie pierwsza decyzja personalna w ramach PO od dłuższego czasu. I przygotowanie do kolejnych, w tym dotyczących sztabu na wybory, a przede wszystkim jego szefa (lub szefowej). PO ma prowadzić od miesięcy prace sztabowe nad scenariuszem kampanii. A teraz politycy PO mogą już wskazać, że w ważnej dla wyborców opozycji sferze - uczciwości samego procesu wyborczego - są postępy.
3. Wszystkie ręce na pokład. Nie ma żadnej tajemnicy w tym, że od lat nie było - eufemistycznie rzecz ujmując - żadnej chemii między Donaldem Tuskiem a Sławomirem Nitrasem. I wie to całe środowisko Platformy Obywatelskiej. Nitras (do tego jeszcze przejdziemy) jest od dawna bliskim współpracownikiem prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Wskazanie go do projektu monitorującego wybory to sygnał dla całej Platformy, że Tusk dba (przynajmniej wizerunkową) jedność całej formacji przed wyborami, pokazuje dążenie do zgody w PO ponad dawnymi podziałami.